Volturri nie mogli trafić na lepszy moment by mnie złamać. Nie chodziło już tylko o mnie i Bellę ale o nas. Tak jakby było gdzieś zapisane, że nigdy nie możemy być szczęśliwi, że zawsze będziemy mieć wrogów. Znów musiałem odejść.....lecz tym razem...tym razem to będzie ostatni krąg piekielny. Jeszcze byłem tu w Forks i wracałem do domu a już umierałem sekunda po sekundzie. Bella siedziała w salonie uśmiechnięta, głaszcząc się po brzuchu. Nasze maleństwo...Gdybym tylko mógł już bym płakał. Gdy podniosła wzrok jak zawsze wyczuwając moją obecność, uśmiech zniknął z jej twarzy.
-Edwardzie co się stało? Volturri?
-Tak...- To było jedyne co mogłem wyszeptać nim przypadłem do niej i jak mały chłopiec wtuliłem się głową w jej brzuch. Całym moim ciałem wstrząsał szloch. Nie mogłem nawet tego jej powiedzieć...ani słowa. Chciałem po prostu zniknąć, uciec od tego wszystkiego....by tylko oni bezpieczni. Ona powina ten jeden jedyny raz czytać w moich myślach. Ale to było niemożliwe...
-Och..Edward...-smutny głos Alice się przebił do mych myśli, a więc nie było tym razem żadnego wyjścia. Ostatnia iskierka nadziei zgasła.
-Edwardzie kochanie powiedz mi....
-Odchodzę....do Volturri....muszę...by byście byli bezpieczni...by dziecko się narodziło...i byś ty i Ness...byście...żyły...inaczej was zabiją...Ja nie mogę na to pozwolić.....Kocham cię chciałbym tu być...ale to nie możliwe....Mogę tylko zostać na miesiąc....wybłagałem...chciałbym go zobaczyć....przytulić...Chciałbym by mnie zapamiętał mimo że będę z dala....Boże....dlaczego to spotyka właśnie mnie?
Jej ramiona mocno mnie objeły.
-Będę na Ciebie czekała....zawsze....i zawsze będę cię kochać...Nie ma dla mnie innego losu niż przy Tobie. Na ile chcą nas rozdzielić? Ile według nich wystarczy czasu by nas zniszczyć? Rok, dwa?
-Dziesięć lat.
-Boże....tak długo...Oni...to potwory Edwardzie. Oni wcale nie myślą o prawie, tylko o tym, że możemy się im przydać! Niech Aro będzie przeklęty! To niesprawiedliwe...Dlaczego My?! Mało to wampirów na świecie?
"wiecznośc bez ciebie nie ma dla mnie najmniejszego sensu. Nie chcę spędzić z dala od Ciebie ani jednego dnia"
Niestety, nie miało, już znaczenia czego chcę. Musiałem odejść i wszyscy to wiedzieli. I odliczali czas.
Tik, tak
Hahaha... Sorki że tak zaczynam tak bardzo smutny komentarz ,ale ja cały czas się śmiałam i cieszyłam ze dodałaś nowy. Ten rozdział był tak smutny że przypomniałam mi się ta magia kiedy pierwszy raz czytałam ,,Zmierzch'' i byłam bardzo ciekawa co będzie się działo dalej. Może to było dawno ,ale znów mogłam to poczuć.
OdpowiedzUsuńBardzo ci dziękuję <3
Życzę ci weny i czekam na dłuższe rozdziały :D
fajny rozdział ale troche go nie zrozumiałam na początku
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Anita