4. Pewnie uznasz,
że oszalałam, ale…
Sophie Pov
Sophie Pov
Isabellę Swan znałam od
pierwszej klasy gimnazjum. Cicha,spokojna brunetka. Nikomu się nie narzucała. Traktowała
wszystkich na równi. Biedna,miała pecha do facetów. Żaden nie zwracał na nią uwagi
ona zresztą na nich też.Nie rozumiałam jej. Kiedyś ją o to spytałam. Powiedziała,że
nie szuka romansów nie chce robić nic na siłę. Pragnie miłości, ale takiej na
stałe. Mruknęłam wtedy, że może jak się zakocha to od razu wyjdzie za
mąż. Popukała się w czoło i stwierdziła, że ślub najwcześniej weźmie w wieku 30
lat. Niedługo potem wyjechała do rodzinnego miasteczka jej ojca. Dziś jechałam
ją odwiedzić z Markiem. Powinniśmy to zrobić wcześniej ale…byliśmy zbyt zajęci
sobą…Moje rozmyślania przerwał Mark.
-Sophie,może zapytamy tą
dziewczynę-wskazał na niską brunetkę-jak dojechać do domu komendanta?-Zgodziłam
się i spytałam przez okno brunetki
-Przepraszam,ale
czy…-dziewczyna mi przerwała
-Wybacz,że przerywam, ale
chyba szukacie Belli-zaskoczyła mnie i to bardzo. Kiwnęłam tylko głową na
tak-Jestem Angela byłyśmy z Bellą przyjaciółkami. O tej porze powinna być u
ojca.Pokazała
nam jak tam dojechać.
W
tym samym momencie, co my pod dom Swanów zajechało srebrne Volvo. Dziewczyna,
która wysiadła zza kierownicy była niezaprzeczalnie piękna. Błękitna sukienka
przed kostki, podkreślała jej smukłą sylwetkę,długie brązowe włosy opadały falą
na jej ramiona.Mimo tego wydała mi się znajoma. Chyba czekała aż wysiądziemy.
No,Mark
wysiadamy!-popędziłam chłopaka.Cholera,byłam zazdrosna o dziewczynę która
wydała mi się Bellą!Posłusznie wysiadł.Wyglądała na moją rówieśniczkę więc
zwróciłam się do niej po prostu:
-Pewnie uznasz,że oszalałam ale…czy nie jesteś Isabellą
Swan?-Czułam,że robię z siebie idiotkę. uśmiechnęła się.
-Byłam. Sophie,Mark,cieszę
się ,że was widzę.Minęły już 3 lata odkąd się wyprowadziłam
z Phoenix.Wytrzeszczyliśmy oczy.To była Bella?!
-Bell,Boże!Jak
wypiękniałaś-krzyknęliśmy razem.Zaśmiała się lekko.
-Dzięki za komplement.O ile
się nie mylę przyjechaliście mnie odwiedzić-potwierdziłam-To jedźcie teraz za
Volvo.Zabiorę was do mojej nowej rodziny.
-To twój samochód ?-spytał
Mark przyglądając się lśniącemu autu
-Nie,ja jeżdżę innym to
samochód Edwarda-już chciałam o niego zapytać-A,kto to dowiecie się już na
miejscu-dodała z przebiegłym uśmiechem
-To już jedziemy-i wsiadłam
do mojej czerwonej Scody-Wydaje mi się,że dużo się zmieniło w jej
życiu-powiedziałam do Marka,uruchamiając silnik
-Ale,chyba na
lepsze-stwierdził Mark
Miał chyba rację.Na twarzy
dawnej koleżanki nie było nawet cienia smutku.
Wydaje
mi się,że dużo się zmieniło w jej życiu-powiedziała Sophie
-Ale,chyba na
lepsze-stwierdził Mark
BPOV
BPOV
Oczywiście nie mieli
pojęcia,że ich słyszę.Oboje mówili prawdę.Zmieniło się moje życie,ale nie na
gorsze tylko na lepsze.Teraz jednak byłam też pewna,że przyjdzie mi się
spowiadać.Miałam tylko nadzieję ,że pytania Soph nie będa zbyt dociekliwe.Jeśli
chodziłoby tylko o to dlaczego jestem mężatką,co tu jeszcze robię-tego typu
pytania nie sprawiały kłopotu.Ale te które mogły prowadzić do poznania naszego
sekretu,już tak.Dobra skończmy ten monolog.Jechałam dość
szybko, pamiętając jednak,że muszą widzieć gdzie skręcam.Dotarliśmy
już do zjazdu wiodącego do domu Cullenów.W lusterku zobaczyłam zaskoczenie
malujące się na twarzy Sophie,ale skręciła za mną.No ,tak droga przez
las.Zaparkowałam przed domem i poczekałam ,aż moi goście zrobią to samo.
Wysiadłam w tym samym momencie co oni.Oniemiali patrzyli na budynek.
-No ,to czyj jest ten uroczy dom-odezwał
się Mark
-Witajcie w domu doktora
Carlisa Cullena i jego żony
-Ej,a coś ty taka
zaprzyjaźniona z lekarzem?-spytał podejrzliwie Mark
Spojrzałam w niebo.Zbierało
się na ulewę.Niedługo miało lunąć.
-Chodźcie do środka!-widząc
ich wahanie,dodałam-No chyba,że chcecie zmoknąć.
Natychmiast posłuchali.
W salonie siedziała tylko
Esme
-Moi drodzy przedstawiam wam
Esme Cullen.Esme jest żoną doktora.
-Ja jestem Sophie,a to
Mark.Jesteśmy znajomymi Belli ze szkoły-powiedziała Sophie
-Witajcie kochani w naszym
domu.Miło mi was poznać-przywitała się Esme
-A,gdzie reszta? -spytałam
-Są na górze w pokoju Edwarda
wzniosłam oczy do nieba
Alice,Jasper,Emmet,Rosalie,Edward!-krzyknęłam,trzeba
dbać o pozory -Chodźcie tu na dół.Zbiegli zaraz na dół.Grzecznie
zajeli teraz swoje miejsca,na kanapie i fotelach.
-Spokojnie, siostrzyczko!Pali
się?-zażartował Emmet
Siostrzyczko?Kto to jest?
-spytała Sophie
To Emmet Cullen.Ci blondyni
to Jasper i Rosalie Hale,bliźnięta.Ta brunetka co nie
może usiedzieć na miejscu to Alice Cullen-wszyscy
się uśmiechnęli,a Alice puściła mi oczko-Moja najlepsza
przyjaciółka.-Edward skinął na mnie palcem bym do niego przyszła -Ten chłopak
co mnie woła to Edward.Podeszłam do męża i usiadłam mu na kolanach.
-Najwyraźniej dzieje się tu
więcej niż myślałam-wykrztusiła moja szkolna koleżanka.Mark się tylko
uśmiechał.
Musisz
mi odpowiedzieć na pytania-powiedziała Soph-otrząsnąwszy się z
lekkiego szoku-I to szczerze!-a to się zobaczy
-Dobrze co chcecie wiedzieć?
-Kim są dla ciebie
Cullenowie?
-Rodziną i przyjaciółmi
-To chyba głupie pytanie
ale…kto jest ci najbliższy?
-Wcale nie
głupie-zaprzeczyłam-Edward i Alice
-Znacie się od twojego
przyjazdu tutaj?-wiem,że wyglądało to jak przesłuchanie,ale mając ojca
policjanta byłam przyzwyczajona.-Przepraszam,nie chcę żebyś się czuła jak na
przesłuchaniu.
-Zapewniam cię ,że Isabella
się źle nie czuje-odparł Jasper-może jest teraz trochę
zirytowana.Taa….irytujesz mnie Jazz
-Skąd wiesz?-zainteresował
się Mark
No, braciszku co na to powiesz?
Mam,wysoko
rozwiniętą empatię-odparł Jazz,wzruszając ramionami
Doczekam się
odpowiedzi?-Soph zaczęła się irytować
Niezupełnie od początku
mojego pobytu.Edwarda poznałam tydzień po przyjeździe ,Carlise zresztą też.Jego
pozostałe dzieci i Esme miesiąc później.
-Skąd taka różnica w czasie
?-zdziwił się Mark- Przecież widywaliście się w codziennie w szkole.
Taa… tylko nie odzywaliśmy
się do siebie
-Z Edwardem dopiero co
się poznaliśmy a już następnego dnia pokłóciliśmy.Nie pamiętam
już o co.-tu kłamałam-W każdym razie oboje obstawaliśmy przy swoim zdaniu i
staraliśmy się siebie nie zauważać.Co jest dość trudne gdy się dzieli jedną
ławkę na biologii.A,z pozostałą czwórką nie miałam lekcji-wzruszyłam
ramionami,byłam z siebie dumna, ominęłam wszystkie kłopotliwe pytania.
-Pewnie ty pierwsza przerwałaś
milczenie.-stwierdził Mark
-mylisz się Mark.Ja pierwszy
miałem dość milczenia.Nie miałem już siły trzymać się z daleka od
Belli.-odezwał się po raz pierwszy Ed,jego głos zrobił niemałe wrażenie na
moich gościach
-Ja z kolei byłam
zbyt dumna i uparta…choć cała ta sytuacja bardzo mnie męczyła a co noc
wracały sny.Na to,że odezwał się do mnie po raz pierwszy od miesiąca
zareagowałam zbyt …ostro.Eh,a potem ta blokada na parkingu.Następnego dnia
byłam spokojniejsza ale niewiele .Jakoś udało mi się z nim -skinęłam głową
na Edwarda-w miarę normalnie porozmawiać.Zostaliśmy przyjaciółmi na
okres 5 dni.Przyszła sobota i niedziela.Trzeba było sporo przemyśleć-na
przykład to,że ukochany jest wampirem-i pogodzić się z samą sobą.Nastał
poniedziałek i znowu szkoła.Świeciło słońce ,zresztą tak jak w poprzednie
dni,więc miałam dobry humor.-Sophie pokiwała ze zrozumieniem-Przyjechałam
wcześniej niż zwykle,miałam jeszcze sporo czasu do dzwonka dlatego usiadłam na
ławce.Nie dane było mi długo pobyć samej.Mike podszedł do mnie,trochę
rozmawialiśmy.Nagle wyskoczył z zaproszeniem na randkę-wzdrygnęłam się na to
wspomnienie,Ed objął mnie w talii
-Zgodziłaś się ,powiedz,że mu
nie odmówiłaś!-zaapelowała Sophi
-Nie.Mike nie interesował
mnie.Był po prostu moim przyjacielem-zaprzeczyłam,na co zostałam obdarowana
spojrzeniem typu:ty na pewno jesteś normalna-Moje serce i dusza należały już do
innego mężczyzny.I tak pozostało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz