8.Mój
anioł
EPOV
EPOV
Wyczerpana
Bella opadła na poduszki. Teraz, leżała przytulona z głową na mojej piersi
cicho mrucząc. Była moja, naprawdę moja. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że to mnie
wybrała. I trwała przy mym boku niezależnie, co się działo. Isabella pojawiła
się w moim życiu, gdy straciłem nadzieję, na to, że i mnie spotka to błogosławieństwo,
jakim jest miłość. To, nie kobieta spoczywała przy mnie,a jakaś bogini.
Przepiękny anioł, który sprawił,że moje życie nabrało sensu. Tylko, tyle
musiała poświęcić…
-O,
czym kochany tak intensywnie myślisz?- spytała Bella
-O
Tobie. I o tym ile musiałaś poświęcić, by być ze mną-odpowiedziałem szczerze.
Nie chciałem jej już nigdy więcej okłamywać
Pokręciła
głową. Chyba tym razem wolałem nie poznać jej myśli. Ukochana i tak mi je
wyjawiła
-Najdroższy,
tak naprawdę nic nie poświęciłam-już chciałem zaprzeczyć, ale mnie
powstrzymała- Sophie i Mark byli moimi jedynymi znajomymi w Phoenix. Znałam
jeszcze Steve'a, był synem Adama, z którym mama się spotykała przed Pihlem. A,
tu niby miałam 6 przyjaciół, a okazało się, że tak naprawdę było ich tylko troje.
O Rene chciałam porozmawiać z Carlisem, ale mieliśmy gości i nie było go w
domu. Zresztą, z mamą w miarę upływu lat oddalałyśmy się od
siebie…-powiedziała, głaskając mnie czule po policzku-Naprawdę, niczego nie
żałuję. Nie musisz się o to martwić.
-Dziękuję
i przepraszam. Po prostu czasem myślę, że lepiej by było dla ciebie gdybyś mnie
nie poznała-wyszeptałem
-Ed,nasze
drogi musiały się spleść- wyszeptała ciepło-Nie kazałeś mi się sobą
interesować, wręcz przeciwnie… Umiłowałam ciebie nim tak naprawdę poznałam,
jaki jesteś. Po wypadku, zdałam sobie sprawę, że nie jesteś mi obojętny. Nie
myśl, już nigdy więcej, że coś przez ciebie straciłam.
Odważyłem
się spojrzeć na Bellę. Widziałem na jej twarzy, że mnie rozumie, ale ma dość
moich myśli krążących wokół tego czy nie zniszczyłem jej, aby życia. Miała
rację, niepotrzebnie się zadręczałem. Byliśmy od początku sobie przeznaczeni.
A, ja głupi chciałem z tym walczyć
-Obiecuję
Ci, że jak tylko będzie to możliwe porozmawiamy z Carlisem. Może uda nam się
jakoś załatwić sprawę z Rene tak by nie domagała się szczegółów.
Bell
westchnęła. Chyba niezbyt to przekonująco brzmiało…
-Gdy
byliśmy razem na Florydzie, mama powiedziała coś takiego,że o mało, co nie
dostałam zawału
-Co
takiego?
-„Jest
tak, jakby łączyła was tajemnica, którą ukrywacie przed światem”
-Ach,
tak. Czyli z teściową będę miał tak trudno jak z Tobą?
Zaśmiała
się i usiadła a ja uczyniłem to samo.
-Nie.
Ale łatwo też nie będzie.-sprostowała- Mama, regularnie słyszała ode mnie: „Nie
rób tego”,,Tak będzie lepiej”. Na początku nie była z tych rad
zadowolona…Trochę później dotarło do niej,że faktycznie słuchając moich rad,
unika kłopotów. Dlatego myślę, że mnie posłucha, choć niechętnie, kiedy
powiem,że dla własnego dobra nie powinna zadawać więcej pytań. Tylko w jednej
przypadku będzie się upierać…
-Jakim?-
choć chyba już się domyślałem
-Że,
Renesmee jest naszą córką.-miałem rację-Nie uwierzy w to, że jest twoją
bratanicą i jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym- wyjaśniła z lekką nutką
ironii
-A,
co do tego, że się zmieniłaś to nie będzie pytań?- spytałem z ironią
-Będą,
będą. Ale jakie inne można zadać niż te, co zadałam Tobie? Chyba wiemy jak
powinny brzmieć mylące odpowiedzi?- zaśmiała się –Chyba się ze mną zgodzisz?
Zaśmiałem
się, znów miała rację. Oj, wiedzieliśmy. Zwłaszcza ja.
-Chyba,
tak
-hm,
chyba muszę zapolować-mruknęła- A, ty?
-Cóż,
chyba mi się tez przyda.-przyznałem
Wstaliśmy
z łóżka, mój wzrok padł na dwa równe kawałki sukienki…Alice mnie udusi! Bella
dostrzegając powód mojej konsternacji, zaśmiała się delikatnie. Taa, tylko nie
ją będzie Al ochrzaniać!
-Chyba
nie sądzisz, że ją zmartwi ta sukienka? -powiedziała rozbawiona -Ja, jej
funduje takie zakupy, że to –podniosła strzępy materiału –nie będzie jej
zbytnio przeszkadzać. Pewnie mi cos właśnie planuje kupić na jej
miejsce-wzruszyła ramionami
-Oby
Przeszliśmy
do garderoby. Ja wybrałem zielony t-shirt i dżinsowe rybaczki. Co ciekawe Bell
znalazła dla siebie granatowy dres i żółtą bluzkę bez rękawków.
-Jak
tu się uchował ten dres?
-Ja
też chodzę na zakupy. Te były nieplanowane.-uśmiechnęła się przebiegle-Al,
miała potem do mnie pretensje…ale opłacało się. Mam dzięki temu trochę
swobodnych ubrań
-Jestem
pod wrażeniem. Ślicznie w nim wyglądasz.
-Edward
to tylko dres-powiedziała skromnie
-Tak.
To tylko oprawa dzieła sztuki, które i bez niej jest doskonałe.
-Przesadzasz,
naprawdę przesadzasz!-chwyciła mą dłoń-Chodź już! Jestem głodna!- popędziła
mnie
Trzymając
się za ręce wypadliśmy z domu. Zarówno ja jak i Bella gustowaliśmy w tych
samych zwierzakach. W pumach. Niestety okoliczne lasy miały dość ograniczone
menu. Ale zawsze się trafi na coś smacznego…Bell puściła moją rękę…Po sekundzie
zorientowałem się, że wyczuła właśnie dwie pumy…Mhm…Pognałem za nią dopadła
właśnie okazałego samca i atakowała ją oszalała z wściekłości kocica. Te koty
to prawdziwy rarytas. Wiec oddałem się pragnieniu i zająłem kocicą.
Żona,
skończyła się posilać chwilę przede mną. Była już w tym tak dobra,że nawet
kropelki krwi bym nie znalazł na jej ubraniu. Zapolowaliśmy jeszcze na kilka
jeleni.
Mogliśmy
już wracać. Jednak, chciałem zabrać ukochaną w jeszcze jedno miejsce…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz