piątek, 18 września 2015

25.Urwane myśli

"Moc­niej myśleć zaczy­namy o swoim życiu, gdy tra­gedia się dzieję, ko­muś z blis­kiego otocze­nia. Kiedy Ktoś od­chodząc, po­zos­ta­wia wszys­tko i wszys­tkich...
Oczy pełne łez i smutku..." /Kasiuniamal/

Nigdy  nie przypuszczałam że znajdziemy się w takiej sytuacji. Sytuacji bez wyjścia.
Każdy dzień w tym miesiącu, był podarunkiem od losu. Musiałam się upewniać ,że Edward jest jeszcze przy mnie, że czuję go przy sobie. To oczekiwanie na wyrok było najgorsze. Znów czekaliśmy, lecz tym razem, nie było nadziei,że coś się zmieni. Znacie to uczucie kiedy wasz świat rozpada się na miliony drobnych kawałeczków ? A jednak żyjemy dalej.

Pamiętam jak Edward każdej nocy podczas pamiętnego miesiąca szeptał mi i naszemu dziecku ,że nas kocha i nigdy nie przestanie.
Pamiętam wyraz jego oczu gdy okazało się, że będziemy mieć bliźniaki.
Pamiętam jego czuły szept i dotyk pośród nocy.
Pamiętam jak tworzył kołysanki i nagrywał swój głos.
Pamiętam....

****
Dziś urodzili się Elisabeth i Edmund.
Leżałam zmęczona na łóżku, a Edward tulił nasze dzieci w ramionach. Patrzył na nasze dzieci jakby nigdy nie miał ich znów zobaczyć. Niestety, nawet wyczerpana porodem miała świadomość, że może to się okazać prawdą. Aro , chciał zbyt mocno Edwarda.
- Są cudowni...-wykrztusił- Mam nadzieję, że...będą mnie choć trochę pamiętać...
-Będą
- Boże Bella... Tak bardzo , chciałbym zostać. Tulić Lizzy i pocieszać żeby się nie przejmowała włosami, odganiać konkurentów...Wspierać Edmunda...Boże! Ile muszę jeszcze cierpieć?! Czy nie dość już zapłaciliśmy?
- Lizzy ma twoje oczy i te niesforne  miedziane włosy ale moje rysy, Edmund jest prawie twoją wierną kopią...nie da rady by cię zapomnieli. Może...uda ci się odzyskać  stracony czas.
- Kocham Was-Pocałował  każde z bliźniąt w czółko i śpiące odłożył do kołyski, po czym zwinął się w kłębek, przy moim boku.
Stałam się na nowo wampirzycą, na szczęście tym razem, był to proces szybki i bezbolesny.
Tuliliśmy się do siebie przez całą noc, a wraz z nastaniem świtu....Edward mnie opuścił składając na mych ustach pocałunek pełen miłości.





25.


25.Plany(wersja pierwotna tego rozdziału)

25.
Gdy tylko zobaczyłam Edwarda przeraziłam się.Coś musiało się  stać.Coś poważnego.Podbiegłam do niego a on przycisnął mnie mocno do siebie.Gdy oboje usiedliśmy długo nie mógł dobyć z siebie słowa.Zrozumiałam od razu.Volturii.
-spotkałeś Volturii.Co ci powiedzieli?
Załkał,a odpowiadając mi cały drżał.
-Muszę do nich dołączyć….na całe dziesięć lat…W przeciwnym wypadku zabiją ciebie i Ness,a także-położył dłoń na widocznym już brzuszku-gdyby się dowiedzieli.Wybłagałem miesiąc czasu dla nas.Chcę zobaczyć naszego syna nim się udam do Volterry. Chcę….
Zakryłam mu dłonią usta.To wszystko…niemal przypominało tamte wydarzenie….Kiedy mnie zostawiał.To nic…że nie wypiera się tego,ze mnie kocha. Zauważyłam,że rodzina jest już w komplecie. Włączając w to Ness
-Volurrii nie chodzi tylko o to , żebyś do nich dołączył.Chodzi m o więź jaka nas łączy.Pragną bym cię znienawidziła.A wtedy w geście łaski cz też litości, zaproponują dołączenie do siebie-musnęłam wargami jego policzek-kocham cę.I tego aro nie potrafi zrozumieć ani docenić. Nie mogłabym cię znienawidzić.nie pozwolę ci odejść. Gdyby to nie spotkał przedstawiłby i taka sama ofertę. Mamy miesiąc i zamierzam wykorzystać go na  na przygotowanie się do walki.
-boje się że was stracę-wyszeptał-ale jeśli was zabiją…
-nie stracisz
-Synu posłuchaj Isabelli-odezwał się Carlise- niestety usze jej przyznać rację. jedynym z czy żadne z was by się nie pogodziło to  jednoczesna strata ukochanej osoby i dzieci.I Aro to wie.To nie ten sam człowiek którego miałem za przyjaciela .musimy  obmyślić plan a przynajmniej jego zarys.Mace jakieś pomysły.
Ness podbiegła do nas i wspięła się na kolana ojca.przytulił nas obie do siebie.kochał nas nad własne życie.
Może pojedziemy do Darthmont tak ja zamierzaliśmy?-zaproponowała Rose-w końcu pogłoski o ciąży to nic złego
Wiedziałem ,ze musimy wyjechać.Rose miała rację ale jej plan miał wady…
-mam inny pomysł-westchnęłam-Wyjedziemy na  Alaskę. Na miesiąc potem zobaczymy. Będziemy bliżej przyjaciół a dalej od wrogów. muszę się tez  nauczyć włoskiego.
-to brzmi logicznie przyznał Jass-ale jesteś przyzwyczajona do cieplejszych temperatur…
Wzniosłam oczy do nieba
-Przyzwyczaiłam się do pogody w  Forks.to i przyzwyczaję się do Alaski.Wiem ,ze tam jest chłodniej niż tutaj.Sporo chłodniej ale dam sobie radę.
-No to mamy konkret-przyznał mój teść-Musisz się tylko pożegnać z Charliem i pogadać z Jacob’em
-Z pożegnaniem z Charliem będzie kłopot-zauważył Ed
Ujął rzecz bardzo delikatnie.Ojciec dopiero co pogodził się z tym,że się aż tak zmieniłam.Nie byłby w stanie pogodzić się z tym,że znowu jestem taka jak dawniej-tyle,że przez miesiąc.No i wytłumaczyć mu ,a właściwie przyznać się,że Ness jest naszym dzieckiem.I,że teraz znowu jestem w ciąży.Chociaż z drugiej strony…Charlie i tak jest przekonany o tym,że Renesmee jest córką Edwarda.Byliśmy do siebie bardzo podobni,a z doświadczenia wiedziałam,że akceptacja tego co się podejrzewało jest prosta.Względnie prosta.
-Biorąc wszystko pod uwagę śmiem twierdzić,że się mylisz Edwardzie.-Zaprzeczył doktor-Teraz trzeba by powiedzieć komendantowi prawdę.
-Jak to prawdę?-zwróciłam się do Carlise
-Nie to kim jesteśmy.Tylko to,że zostałaś matką już rok temu a teraz…Ponownie nią zostaniesz.No i,że ciąża trwa krócej niż powinna.Oczywiście będzie zadawał pytania ale..
-Wybacz,że przerywam-wtrąciłam-Wątpię by były inne niż te które ja wam zadawałam albo sama sobie.Wiem,że się wścieknie.ale
-mamo,czyli wujek będzie miał tyle samo lat co mój brat?-spytała Ness
zaśmiałam się
-metrykalnie on będą w tym samym wieku.ale psychicznie no i fizycznie też wy będziecie dojrzalszy.I to dużo
-Może wolałabym siostrę-zastanawiała się na głos
-miałaś być chłopcem,więc…-zaśmiał się Ed
-Właśni rodzice się ze mnie śmieją-jęknęła-Nie chciałam być złośliwa ani nic z tych rzeczy…
-wiem kochanie zobaczymy jak przyjdzie nad świat-mruknęłam całując córkę w czoło

środa, 9 września 2015

24.Nie ma dot­kliw­szej bo­leści, niźli dni szczęścia wspo­minać w niedoli.

 Volturri nie mogli trafić na lepszy moment by mnie złamać. Nie chodziło już tylko o mnie i Bellę ale o nas. Tak jakby było gdzieś zapisane, że nigdy nie możemy być szczęśliwi, że zawsze będziemy mieć wrogów. Znów musiałem odejść.....lecz tym razem...tym razem to będzie ostatni krąg piekielny. Jeszcze byłem tu w Forks i wracałem do domu a już umierałem sekunda po sekundzie. Bella siedziała  w salonie uśmiechnięta, głaszcząc się po brzuchu. Nasze maleństwo...Gdybym tylko mógł już bym płakał. Gdy podniosła wzrok jak zawsze wyczuwając moją obecność, uśmiech zniknął z jej twarzy.
-Edwardzie co się stało? Volturri?
-Tak...- To było jedyne co mogłem wyszeptać nim przypadłem do niej i jak mały chłopiec wtuliłem się głową w jej brzuch. Całym moim  ciałem wstrząsał szloch. Nie mogłem nawet tego jej powiedzieć...ani słowa. Chciałem po prostu zniknąć, uciec od tego wszystkiego....by tylko oni bezpieczni. Ona powina ten jeden jedyny raz czytać w moich myślach. Ale to było niemożliwe...
-Och..Edward...-smutny głos Alice się przebił do mych myśli, a więc nie było tym razem żadnego wyjścia. Ostatnia iskierka nadziei zgasła.
-Edwardzie kochanie powiedz mi....
-Odchodzę....do Volturri....muszę...by byście byli bezpieczni...by dziecko się narodziło...i byś ty i Ness...byście...żyły...inaczej was zabiją...Ja nie mogę na to pozwolić.....Kocham cię chciałbym tu być...ale to nie możliwe....Mogę tylko zostać na miesiąc....wybłagałem...chciałbym go zobaczyć....przytulić...Chciałbym by mnie zapamiętał mimo że będę z dala....Boże....dlaczego to spotyka właśnie mnie?
Jej ramiona mocno mnie objeły.
-Będę na Ciebie czekała....zawsze....i zawsze będę cię kochać...Nie ma dla mnie innego losu niż przy Tobie. Na ile chcą nas rozdzielić? Ile według nich wystarczy czasu by nas zniszczyć? Rok, dwa?
-Dziesięć lat.
-Boże....tak długo...Oni...to potwory Edwardzie. Oni wcale nie myślą o prawie, tylko o tym, że możemy się im przydać! Niech Aro będzie przeklęty! To niesprawiedliwe...Dlaczego My?! Mało to wampirów na świecie?
"wiecznośc bez ciebie nie ma dla mnie najmniejszego sensu. Nie chcę spędzić z dala od Ciebie ani jednego dnia"
Niestety, nie miało, już znaczenia czego chcę. Musiałem odejść i wszyscy to wiedzieli. I odliczali czas.
Tik, tak

środa, 2 września 2015

Kochani!

Kochani!
Miałam dużo prywatnych i szkolnych spraw na głowie, stąd taka moja słaba aktywność. Jak widzicie, wracam już na dobre do wstawiania nowych rozdziałów.  Proszę Was o wyrozumiałość. Od dziś notki będą się pojawiać, w każdy wtorek i piątek.
Wasza zabiegana Bell

23.Propozycja nie do odrzucenia


23.Propozycja nie do odrzucenia


Zarówno Bella jak i Rosalie były teraz w ciąży. Nasza Blondi cieszyła się z tego. Jednak przeszkadzało jej to, że musi zwracać więcej uwagi na to, co robi. Być o wiele ostrożniejszą. Belli jakoś udawało się  ją uspokoić. Wystarczyło jedno zdanie: A co ja mam powiedzieć? Fakt moja wybranka od zawsze miała problemy z koordynacją. Poczułem piękny zapach-zapach mej miłości. Uśmiechnąłem się, gdy Bella  stanęła przy mnie.
-Nie słyszałem cię tylko wyczułem
Zaśmiała się
-Nie dziwię się-mruknęła -tak się zamyśliłeś
-A tak jakoś…O zrzędzeniu Rosalie
Dotknęła sińców po moimi oczami
-Jesteś głodny. Musisz zapolować
-Poradzę sobie-zaoponowałem-Przecież wiesz
-Właśnie wiem-zniecierpliwienie wkradło się w jej głos-Idź porządnie zapoluj i wróć szybko do mnie
Poddałem się brakło mi argumentów. Byłem głodny, to prawda, ale nie chciałem nawet na sekundę jej zostawić.
-Wrócę jak najszybciej kochanie
Złożyłem pocałunek na jej ustach i pobiegłem
Polowanie przebiegało zwyczajnie.
Dwa jelenie i…zbłąkana puma. Wtedy poczułem zapach znajomych wampirów. Bynajmniej nie rodziny. Zapach, którego nie czułem od kilkudziesięciu lat. Poczułem zapach Vanessy. Nie wzbudził on jednak mojego niepokoju w przeciwieństwie do dwóch pozostałych. A należały one do Jane i Ara. Wkrótce stanąłem  przed całą trójką. Miałem nadzieję, że deszcz,który niedawno padał  mył ze mnie zapach Belli. Pierwsza odezwała się właśnie, Vanessa.
-Dawno się nie widzieliśmy. Dużo się zmieniło od tych czasów. Poślubiłeś ludzką dziewkę i spłodziłeś bękarta.
-Nie waż się tak mówić!-Gniew we mnie zawrzał-Mam wspaniałą żonę i córkę. Nigdy nie miało dla mnie znaczenia, że była człowiekiem. Ty gardzisz wszystkimi ludźmi.
-Cóż za przemowa Edwardzie-zwróciła się do mnie Jane-Vanessa zna cię jeszcze jako rasowego wampira. A,czy Bella wie,że zbijałeś ludzi? Pewnie nie, bo by wiedziała o Van. Ciekawe …spędziliście razem kilka lat  i tylko zdarzało się wam razem polować oraz rozmawiać. Ale mimo wszystko twoja żona jest kobietą…Mogłaby sobie coś źle o tobie pomyśleć…
-Witaj,Jane,Aro.Aro wie że mówiłem ukochanej ,że kiedyś polowałem na ludzi.Ale czemu zawdzięczam wizytę Volturii- spytałem spięty
-Tak,wiem. Przybyliśmy żeby ci przedstawić propozycję nie do odrzucenia. Dołączysz do mojej straży-już chciałem się się sprzeciwić gdy dodał-W zamian Renesmee i Isabella będą żyć.W przypadku odmowy zabijemy je.
Zamarłem. Mnie mogą zabić ale nie je. Tylko nie to.
-Twoja żona ma cenny dar, ale córka już nie tak bardzo. Czekam na odpowiedź! Wrócisz z nami do Volterry?
-Na jak długo-spytałem bezsilny
-Dziesięć lat, poczynając od jutra-nie udało mu się stłumić satysfakcji w głosie ani myśli pełnych samozadowolenia. Oto spełniało się jedno z jego największych marzeń-Biegnij na lotnisko
-Daj mi Panie-wymówiłem to słowo z odrazą-miesiąc wśród rodziny. Dokładnie za miesiąc stawię się w Volterrze
-Znaj moją łaskę-Aro skinął głową-Kochani wracamy
-Vanessa też jest wśród was?-spyta
-Jest mimo, że nie ma daru.Za to ma inne zdolności
Zostałem sam w lesie. Miałem ją utracić. Moją Bellę a także Renesmme i nasze nienarodzone dziecko. Wiedząc, że będę musiał ich zostawić aby byli żywi…Wybłagałem  ten miesiąc żeby zobaczyć naszego syna. Miesiąc by się pożegnać i błagać Bellę żeby mi wybaczyła to,że ją znowu opuszczam. Tylko miesiąc…Volturi nie zamierzali pozwolić nam na więcej miesięcy szczęścia i spokoju. Pewien tego wszystkiego pognałem do domu…Każda sekunda z Bellą i Renesmee była bezcenna. Na granicy lasu czekała na mnie Alice. Widziała najwyraźniej moją decyzję a może i wszystko.Miała ponurą minę.
Przytuliła mnie ,po czym powiedziała:
-Powiedz wszystko Belli.Musi poznać prawdę.Wiedzieć dlaczego ich chcesz opuścić
Wiedziałem to i bez Alice. Musiała wiedzieć ,że odchodzę właśnie dlatego, że ją kocham.I,że nigdy o  niej nie zapomnę

 

 

 

.

22.Nieporozumienie


22.Nieporozumienie

RPOV
Wracaliśmy właśnie z Emmetem z polowania. Usłyszałam bicie ludzkiego serca w sypialni Edwarda. Co on sobie myśli?!!! Mając Bellę sprowadza sobie jakąś ludzką dziwkę. Jak może jej coś takiego robić?!!! Przecież wyglądało, że nie widzi świata poza Isabellą. Co mu strzeliło do tego rudego łba? Przyśpieszyłam kroku, tuż przed domem dołączyli do nas Al i Jasper. Wpadliśmy do środka aż drzwi huknęły o ścianę i rzuciliśmy się czwórką na górę, gdy otworzyłam drzwi gotowa zwyzywać Edwarda i tę dziewczynę od najgorszych zamurowało mnie. Obok Edwarda nie leżała obca dziewczyna tylko…
Bella,tyle, że w ludzkiej postaci. Ale jak to możliwe by stała się człowiekiem przecież jeszcze wczoraj wieczorem była wampirzycą…?
-Jak to się, u diabła stało, że jesteś znowu człowiekiem-spytałam wściekła na nią. Chciałam być znowu człowiekiem a nie mogłam. Ona zapragnęła w wrócić do ludzkiej postaci i gotowe.
-Nie mieszaj do tego diabła Rosalie. Możesz być pewna, że za około miesiąc będę znów wampirem-powiedziała Bella spokojnym głosem, ale z nutą czegoś jeszcze….
-Dobra. Wszyscy wiemy, że z wami nigdy nic nie wiadomo, ale jakim cudem?-spytała Alice
-Nie tylko wy macie nietypowe pochodzenie-uśmiechnęła się niepewnie.Wszyscy widzieliśmy jak dla dodanie jej odwagi Edward objął ja opiekuńczo ramieniem. Moja rodzina również kryła tajemnicę. Przez pięć wieków skrywana została w końcu zapomniana. Tajemnica pochodzenia mojej rodziny. Okazało się,że jej korzenie sięgają dwóch potężnych włoskich rodów.
Nagle przyszło mi coś do głowy
-Chcesz mi powiedzieć,że byłaś ostatnia śmiertelna potomkinią Romea i Julii -zmierzyłam ją wzrokiem-I, że jesteś w ciąży?
Delikatny rumieniec wstąpił na twarz Belli
-Tak Rosalie to chciałam ci powiedzieć-potwierdziła- I ty też będziesz mogła być tak samo, Alice i Esme
Rzuciłam się w ramiona Emmeta i rozpłakałam ze szczęścia.Mogłam mieć dziecko, mogliśmy zostać rodzicami
-I co ja mam z tobą zrobić?-zwróciłam się do Isabelli- Jak mogliście mi wcześniej nie powiedzieć?
-tydzień temu to odkryłem a dzisiaj powiedziałem Belli-wyjaśnił Rudzielec-Daj spokój Rose
Bella wstała podeszła do mnie zdjęła z szyi medalion i mi podała
-Proszę spełnij swoje największe marzenie-powiedziała życzliwie-Ma do nie wrócić w niezmienionym stanie
-no braciszku współczuje ci-zwrócił się mój mąż do Edwarda-miesięczny celibacik cię czeka
dostrzegłam na twarzy Edwarda i Belli złośliwe uśmiechy.Plus rumieńce u Belli
-No ciebie Emciu na pewno czeka-powiedział Ed
-A my, to inna sprawa-dodała Bella
Przykro mi stary, ale oni maja rację-Jasper poklepał pocieszająco miska po ramieniu
-No i będę miała miesiąc bólu głowy  przez was-jęknęła Alice
-No wiesz jest sposób żeby temu zaradzić .Tylko Jass musiałby ci  tego chcieć -zwróciłam się do siostry-Inaczej nie dałoby rady
-To nie taki proste Rosalie. Nawet, jeśli Ali i Jass by się zdecydowali na dziecko…To nie powinna być w tym samym czacie, co my w ciąży. To byłoby zbyt ryzykowne-powiedziała stanowczo Bella
BPOV
 Jak to zbyt ryzykowne-spytał oburzony Jass
A,więc pragnął dziecka  tak jak mój Edward
-Zdajesz sobie sprawę,że z Alice będzie tak samo jak ze mną?-spytałam-A skoro będzie  człowiekiem to będzie też pachnieć jak przed przemianą
-Ciągle nie potrafisz zapomnieć ,że cię zaatakowałem!Nie potrafisz mi tego wybaczyć!Nie zaprzeczaj!Wiem to!-zdenerwował się szwagier
Edward warknął na niego.Nie był zadowolony z przypominania mi mojej feralnej osiemnastki.
-To nie tak-zaprzeczyłam gorąco-Nie kłamałam prosząc  wtedy Alice żeby ci przekazała ,że nie mam  do ciebie żalu.Oboje jesteście dla mnie jednakowo rodziną.Co nie zmienia faktu,że Alice ,a wiem to z relacji James’a  ,że pachniała o wiele lepiej niż ja.

21.Krew nieśmiertelnej kochanki

21.Krew nieśmiertelnej kochanki


Alice razem, z Jasperem Emmet oraz Rosalie wybrali się na polowanie. Carlise był w szpitalu a Esme pojechała z krótka wizytą do Denalczyków. Byliśmy, więc z Bellą sami. Wciąż nie do końca to do mnie docierał. W  Belli  płynęła krew  Romea Monteki i Julii Capuletti. Odziedziczyła po Julii legendarny medalion dokładnie ten, który mógł sprawić, że miałbym szansę ponownie zostać ojcem…poczułem delikatny pocałunek ukochanej na szyi.
-Co się tak zamyśliłeś?-spytała
-Chodzi o ten medalion i o ciebie-wziąłem głęboki wdech-to nie jakaś tam ozdóbka. To twoje dziedzictwo. Płynęła w tobie krew  Montekich i Capulettich. Jesteś w prostej linii potomkinią córki Romea i Juli. A ten medalion to ten sam, którego chciała szukać Rosalie. Niezależnie od tego czy ci się to podoba czy nie nosisz w sobie piętno miłości tamtych kochanków.
Bella uśmiechnęła się. Zaskakując mnie swoją reakcja. Myślałem,że będzie zadawać pytania…Starać się od tego uciec.
-Trochę się pomyliłeś  Edwardzie-Chciałem  jej przerwać, ale mnie powstrzymała-Nie wypieram się, że jestem ich potomkinią. Ale nosze inne piętno-ujęła moja twarz w swoje dłonie-którego nigdy się nie wyprę.Piętno naszej miłości szepnęła składając pocałunek na mych wargach pocałunek natychmiast go odwzajemniłem. Miała rację. To nie piętno tamtych kochanków nosiła w sobie. Naznaczyliśmy się wzajemnie naszą miłością.Przyciągnąłem ukochana do siebie
-Czekaj-usłyszałem szept ukochanej.
Wymknęła się z moich ramion. Zauważyłem, że wzięła do ręki medalion. Czy myślała o tym samym, co ja? Spojrzała mi prosto w oczy i ciepłym,acz niepewnym głosem rzekła
-Skoro jestem ich spadkobierczynią…To ten medalion...Legenda jest prawdziwa…mógłby sprawić, że…że…
-Moglibyśmy mieć jeszcze dzieci-dokończyłem za nią
milcząco przytaknęła
-Chciałbym tego Bello
Zapiąwszy łańcuszek na szyi,wróciła do mnie
-I ja również
Nie traciliśmy więcej czas na zbędne słowa. Zatracaliśmy się w sobie. Tylko ona znała mnie naprawdę.I wiedziałem,że dla niej,tak jak i dla mnie nasza bliskość jest czymś o wiele głębszym niż zaspokojenie naszych żądz-jest dopełnieniem naszej miłości.
***
Zmęczona położyłam głowę na jego piersi. Po raz pierwszy od przemiany poczułam senność. Zasypiałam w ramionach Edwarda. Wiedziałam, że mnie nie opuści, gdy zasnę. Zamknęłam oczy i sen przyszedł natychmiast. Śniło mi się inne miasto. Miasto,nie miasteczko. Sądząc, bo po budynku, do którego wchodziliśmy z Edwardem…tym razem mieszkaliśmy wśród ludzi w kamienicy na oko ponad stuletniej. Usłyszałam jak wypowiadam
-No i proszę.Nasz syn się zakochał-uśmiechnęłam się
-Tak-przyznał Edward-Tak samo jak i córka Rose. Ona nigdy by nie pomyślała,że jej dziecko dokona takiego wyboru…
-Tylko zauważ, że ja również nie myślałam,że Ness stanie się obiektem wpojenia Jacka-zwróciłam mu uwagę-Ani Rene, że się w tobie zakocham.
Obudziłam się wieczorem. Po znajomym rozkojarzeniu poznałam, że stałam się człowiekiem. Edward nachylił się nade mną i złożył czuły pocałunek
-Dobry wieczór kochanie-usłyszałam
-Zobaczymy jak to będzie, gdy wróci Rose-westchnęłam-Będzie wściekła
-Może z początku-przyznał-ale to, że jesteś człowiekiem potraktuje  jako dowód nam wybaczy.
Powoli się podniosłam. znając swoje „zdolności wolałam za bardzo nie ryzykować.Dlatego poruszałam się powoli i bardzo ostrożnie. Ubrałam się w dres i wróciłam na miejsce obok męża. Przypomniało mi się,że zazwyczaj mówię przez sen.
-Co mówiłam?
-Mówiłaś, że będziemy mieć syna-widziałam wyraźnie jak błyszczą się Edwardowi oczy
-Wiesz, że  na pewno będziemy wiedzieć dopiero jak się urodzi-uśmiechnęłam się-Ty wybierz imię
Zaskoczyłam go,ale się ucieszył
-Zarówno dla chłopca jak i dziewczynki?
-Tak
To może..William i Thomas dla chłopca a dla dziewczynki Elisabeth-zaproponował
Wiedziałam,że jego matka miała na imię Elisabeth.Po za tym te imiona…
-Podobają mi się
Oboje usłyszeliśmy huk na dole. Rodzina wróciła, a sprawcą hałasu była Rose albo Em. No to czas poinformować ich, że rodzina się powiększy…

Mrs. Punk