23.Propozycja nie do odrzucenia
Zarówno Bella jak i Rosalie były teraz w ciąży. Nasza Blondi cieszyła się z
tego. Jednak przeszkadzało jej to, że musi zwracać więcej uwagi na to, co robi.
Być o wiele ostrożniejszą. Belli jakoś udawało się ją uspokoić.
Wystarczyło jedno zdanie: A co ja mam powiedzieć? Fakt moja wybranka od zawsze
miała problemy z koordynacją. Poczułem piękny zapach-zapach mej miłości.
Uśmiechnąłem się, gdy Bella stanęła przy mnie.
-Nie słyszałem cię tylko wyczułem
Zaśmiała się
-Nie dziwię się-mruknęła -tak się zamyśliłeś
-A tak jakoś…O zrzędzeniu Rosalie
Dotknęła sińców po moimi oczami
-Jesteś głodny. Musisz zapolować
-Poradzę sobie-zaoponowałem-Przecież wiesz
-Właśnie wiem-zniecierpliwienie wkradło się w jej głos-Idź porządnie zapoluj i
wróć szybko do mnie
Poddałem się brakło mi argumentów. Byłem głodny, to prawda, ale nie chciałem
nawet na sekundę jej zostawić.
-Wrócę jak najszybciej kochanie
Złożyłem pocałunek na jej ustach i pobiegłem
Polowanie przebiegało zwyczajnie.
Dwa jelenie i…zbłąkana puma. Wtedy poczułem zapach znajomych wampirów.
Bynajmniej nie rodziny. Zapach, którego nie czułem od kilkudziesięciu lat. Poczułem
zapach Vanessy. Nie wzbudził on jednak mojego niepokoju w przeciwieństwie do
dwóch pozostałych. A należały one do Jane i Ara. Wkrótce stanąłem przed
całą trójką. Miałem nadzieję, że deszcz,który niedawno padał mył ze mnie
zapach Belli. Pierwsza odezwała się właśnie, Vanessa.
-Dawno się nie widzieliśmy. Dużo się zmieniło od tych czasów. Poślubiłeś ludzką
dziewkę i spłodziłeś bękarta.
-Nie waż się tak mówić!-Gniew we mnie zawrzał-Mam wspaniałą żonę i córkę. Nigdy
nie miało dla mnie znaczenia, że była człowiekiem. Ty gardzisz wszystkimi
ludźmi.
-Cóż za przemowa Edwardzie-zwróciła się do mnie Jane-Vanessa zna cię jeszcze
jako rasowego wampira. A,czy Bella wie,że zbijałeś ludzi? Pewnie nie, bo by
wiedziała o Van. Ciekawe …spędziliście razem kilka lat i tylko zdarzało
się wam razem polować oraz rozmawiać. Ale mimo wszystko twoja żona jest
kobietą…Mogłaby sobie coś źle o tobie pomyśleć…
-Witaj,Jane,Aro.Aro wie że mówiłem ukochanej ,że kiedyś polowałem na ludzi.Ale
czemu zawdzięczam wizytę Volturii- spytałem spięty
-Tak,wiem. Przybyliśmy żeby ci przedstawić propozycję nie do odrzucenia.
Dołączysz do mojej straży-już chciałem się się sprzeciwić gdy dodał-W zamian
Renesmee i Isabella będą żyć.W przypadku odmowy zabijemy je.
Zamarłem. Mnie mogą zabić ale nie je. Tylko nie to.
-Twoja żona ma cenny dar, ale córka już nie tak bardzo. Czekam na odpowiedź!
Wrócisz z nami do Volterry?
-Na jak długo-spytałem bezsilny
-Dziesięć lat, poczynając od jutra-nie udało mu się stłumić satysfakcji w
głosie ani myśli pełnych samozadowolenia. Oto spełniało się jedno z jego
największych marzeń-Biegnij na lotnisko
-Daj mi
Panie-wymówiłem to słowo z odrazą-miesiąc wśród rodziny.
Dokładnie za miesiąc stawię się w Volterrze
-Znaj moją łaskę-Aro skinął głową-Kochani wracamy
-Vanessa też jest wśród was?-spyta
-Jest mimo, że nie ma daru.Za to ma inne zdolności
Zostałem sam w lesie. Miałem ją utracić. Moją Bellę a także Renesmme i nasze
nienarodzone dziecko. Wiedząc, że będę musiał ich zostawić aby byli
żywi…Wybłagałem ten miesiąc żeby zobaczyć naszego syna. Miesiąc by się
pożegnać i błagać Bellę żeby mi wybaczyła to,że ją znowu opuszczam. Tylko
miesiąc…Volturi nie zamierzali pozwolić nam na więcej miesięcy szczęścia i
spokoju. Pewien tego wszystkiego pognałem do domu…Każda sekunda z Bellą i Renesmee
była bezcenna. Na granicy lasu czekała na mnie Alice. Widziała najwyraźniej
moją decyzję a może i wszystko.Miała ponurą minę.
Przytuliła mnie ,po czym powiedziała:
-Powiedz wszystko Belli.Musi poznać prawdę.Wiedzieć dlaczego ich chcesz opuścić
Wiedziałem to i bez Alice. Musiała wiedzieć ,że odchodzę właśnie dlatego, że
ją kocham.I,że nigdy o niej nie zapomnę
.