sobota, 18 kwietnia 2015

13. Rocznica


13. Rocznica


BPOV

Od wybuchu Rose minął już tydzień.Nessie ,wróciła już do domu.Mówiła,że Charlie i Sue zachowują się tak jakby mieli się na siebie rzucić,ale brak im na to odwagi.Twierdziła też ,że nie rozumie dlaczego nie potrafią wyznać sobie uczuć.Tego nie rozumiała najbardziej.Przypadek sprawił,że swoje niezrozumienie wyraziła,akurat 13 sierpnia.W pierwszą rocznicę naszego ślubu.
-Kochanie, to nie takie proste.Ich zachowanie przypomina po części to jak było ze mną i z twoim tatą
-Czyli?-spytała
-Może ja zacznę -zaproponował Edward,pokiwałam głową na tak-Widzisz,Ness…Po tym jak uratowałem twoją mamę przed pędzącym Vanem…W domu była narada.Opinie rodziny nie były przychylne.W pewnym momencie Alice miała 2 wizje.W jednej Bella z Alice są przyjaciółkami i Bell jest wampirzycą…-przerwał
-A,druga?
-Druga pokazywała mnie martwą-wyręczyłam męża.Wiedziałam,że to wspomnienie czasem go prześladuje.
-No bo twoja krew była słodsza niż inne?-podsunęła Renesmee
Tak.-ciągnął opowieść Edward-Dlatego postanowiłem się trzymać jak najdalej to było możliwe od Belli.No,bo żadna z tych wizji nie była dla niej dobra.Bella, wampirem?Nigdy w życiu.Znienawidziłaby mnie.Byłem tego pewien.Więc,ignorowałem ją.A,ona mnie.Bolała mnie jej obojętność a przecież tego chciałem.Poddałem się gdy Mike ją zaprosił na bal.Byłem,zazdrosny.Przyszedłem w nocy do jej pokoju.Usłyszałem swoje imię wypowiedziane przez sen.Byłem bezwolny.Poddałem się i pozwoliłem sobie na miłość do człowieka.Zakładałem ,że nieszczęśliwą….No,bo jak człowiek mógłby pokochać wampira?
-Ja,od wypadku, noc w noc ,śniłam o Edwardzie.Jednak i ja nie pozwalałam sobie myśleć,że moglibyśmy być razem.-widząc powątpiewające spojrzenia męża i córki, poprawiłam się-Dobrze,pozwalałam, ale dopiero po tym jak ,zacząłeś ze mną znowu rozmawiać.Po powrocie ze szkoły,robiłam ojcu obiad i jednocześnie zastanawiałam się nad słowami”Powinnaś trzymać się ode mnie z daleka”. Nie powiem ,co mi chodziło wtedy ,po głowie.W sobotę pojechałam do La Push.Wyciągnęłam od Jacka,kim są Cullenowie.
-Przecież,on by tego nie zrobił.-zaprotestowała Ness-On wieży w legendy.
-Teraz, tak.Wtedy uważał je za brednie.Tej nocy miałam koszmar.Odzwierciedlał on moje lęki.
-Czyżbym miał w nim kły?-spytał ze śmiechem Ed.Wiedziałam,ze żartował.Ale…
-Tak-zaskoczyłam go-Nigdy nie mówiłam ,że nie boje się wampirów.Z wami było po prostu inaczej.-wyjaśniłam-Obudziłam się z krzykiem.Ale nie tego się bałam.Tylko,że zginiesz.Wilk rzucił się na ciebie.Musiałam znaleźć odpowiedzi na dręczące mnie pytania.Najpierw internet.Potem przeszłam się za dom,by pomyśleć. I przyznać się przed samą sobą,że kocham Edwarda.I,że jest wampirem -o ile to prawda-niczego nie zmieni.
-Potem Port Angeles.Śledziłem Bell by ją chronić.Twoja mama faktycznie wpadła w kłopoty.Byłem winny jej wyjaśnienia.Chciałem uśpić jej czujność.-zaśmiał się krótko -Potwierdziłem,że potrafię czytać w myślach.Ale nie jej.Wracając powiedziała mi,że wiem kim jestem.I,że dla niej nie ma to żadnego znaczenia.Zachowałem się jak dupek gdy powtórzyła moje własne słowa.Wtedy,powiedziałem jej,że jestem nieswój gdy nie wiem co się z nią dzieje.Jedne ze słów Belli,przywołały wizje Alice.Bylem zły na nią ale też cieszyłem się,że nie jestem jej obojętny.Poznawaliśmy się,teraz gdy już wiedziała…Mogłem być sobą i nie przejmować się ,że coś wygadam.Nie musiałem  już żyć w strachu,że ucieknie gdy tylko pozna prawdę.
-Podsumowując.Zarówno dziadek jak i Sue bronią się przed miłością?-spytała Ness
-Tak,kochanie.Sue boi się ,że to za wcześnie by mogła związać się z kimś.A,tata..eh…czuje się trochę winny ,że zakochał się w wdowie po jego najlepszym przyjacielu-pokręciłam głową-Ale,teraz to kwestia tygodni,w najgorszym razie miesiąca.Mogę się o to nawet założyć
-Tak?To może się założysz,ze mną-zaproponował Ed- Ja ,daje im kilka dni.
-A,o co?-Zakład to zawsze ryzyko.Ryzyko wzrasta,jak ten z którym się zakładasz umie czytać w myślach
-Jak,wygram.Wymyślasz bajeczkę dla wścibskich.No,wiesz jak będziemy się przeprowadzać-powiedział Ed-Ale,taką w którą ludzie na pewno uwierzą…
czytaj:w którą uwierzą nawet tak dociekliwi jak ty.
-Oficjalna wersja którą opowiadaliście w Forks,była dobra.-odparłam szczerze-Tylko nie skuteczna jeśli chodzi o mnie.Ty pojedziesz ze mną w jedno takie miejsce,jeśli ja wygram.
-Zakład stoi.
Usłyszeliśmy pukanie do drzwi…

środa, 15 kwietnia 2015

12.Telefon


12.Telefon


Po rozmowie z Carlisem,wróciliśmy do domu.Wiedziałam,że rozmowa z Rene,nie będzie łatwa.Chciałam jednak by mama uczestniczyła w moim nowym życiu… choć  te kilkanaście lat.
By Ness poznała swoją babcię.
Edward objął mnie opiekuńczo ramieniem.Uśmiechnęłam się lekko do niego.
I wybrałam numer Rene
Pib…
Pib…
Pib…
-Słucham-usłyszałam w słuchawce głos mamy
-Cześć mamo.To ja Bella
-Bella,moje dziecko!Tak bardzo się cieszę,że dzwonisz.Dzwoń częściej do swojej matki!-mama zaczynała się rozkręcać.Więc jej przerwałam.
-Daj mi minutkę.Pamiętasz,że za pięć tygodni mam urodziny?
-Oczywiście,że pamiętam!Sama cię rodziłam-oburzyła się moim przypuszczeniem-No i co w związku z tym?
Edward bardzo cicho zachichotał
-Kończę 20 lat i chciałabym to jakoś szczególnie uczcić.Dlatego organizuje kameralne przyjęcie urodzinowe.Ty i tata bylibyście gośćmi honorowymi.Przyjechałabyś do Forks dzień wcześniej.Porozmawiałybyśmy sobie na spokojnie.-choć tu miałam wątpliwości czy aby nie kłamię-To co przyjedziesz?
-Oczywiście,że tak.Phil niestety nie może bo ma zgrupowanie.Ale ja będę na pewno.
-Mamuś, ja przez ten rok się  trochę zmieniłam.Powiedzmy,że wyładniałam?-wahanie w moim głosie sprawiło,że zabrzmiało to bardziej jak pytanie niż stwierdzenie
-Bello,stało się coś?Coś złego?-mama zaczynała panikować
-Nie,nic złego się nie stało.Po prostu zmieniłam się ,ale w środku jestem  nadal tą samą osobą
I kogo ja próbowałam do tego przekonać?Siebie czy Rene? Jednak zaszły przecież zmiany we mnie samej.Stałam się pewniejsza siebie … no i doszły też cechy  związane z tym ,że zostałam matką
-Wiem.Moja uparta i nad wiek dojrzała córka.Eh,muszę kończyć…Phil przyjechał a ja się za nim stęskniłam…Pa
-Pa,mamo-i rozłączyła się nim zdążyłam powiedzieć coś jeszcze.
Cóż,widać ,że Rene była nadal w nim szaleńczo zakochana.Cieszyło mnie to.
-Świetnie ,sobie kochanie poradziłaś.-powiedział Ed
-Powiedz mi,czy dobrze zrobiłam mówiąc mamie,że się zmieniłam?
-Chciałaś aby Rene doznała jak najmniejszego szoku gdy cię zobaczy?-gdy przytaknęłam,dodał-Myślę,że dobrze zrobiłaś.
Westchnęłam
-Tak,trudno przewidzieć reakcje na takie rewelacje.
Ed uśmiechnął się
-Zwłaszcza w tej rodzinie.Ale jakoś nie mam nic przeciwko.Yhm,Charlie nie zwiał tylko zaakceptował to,że syn jego przyjaciela jest wilkołakiem.
-Mam mieszane uczucia, co do akceptacji.Raczej udaje,że nic się nie wydarzyło.A zaakceptował to,że ja to ja.Ale Rene…
-Raczej też zachowa się podobnie.W końcu gdybyś tylko…
Prychnęłam,wiedząc  do czego zmierza
-Taa,jakby to dało się odziedziczyć.Poza tym o ile gdy dowiedziałam się ,że jesteś wampirem byłam bardzo mocno zaskoczona…To przy Jacobie,gdy poznałam prawdę,byłam w szoku.Porozmawiajmy lepiej o  Rose-Edward się skrzywił-Myślałam,że od przyjścia na świat Renesmee ,jest jej w pewien sposób łatwiej….A,teraz to…
-Bo,tak było.Ale natrafiła na legendę i chce teraz sprawdzić jej autentyczność.A,że jest uparta jak osioł…- uśmiechnął się-Choć,w tej dziedzinie mogłaby z tobą konkurować.
-Z tobą też-zripostowałam-Ale to,ze oboje jesteśmy uparci wyszło nam akurat na dobre.
-Wiem.To,że jesteśmy teraz razem i mamy dziecko…jest wyłącznie twoją zasługą.Ja zachowałem się, jak smarkacz który chce uniknąć odpowiedzialności.Nigdy, sobie nie wybaczę tego,że chciałem zabić własne dziecko…-ukrył twarz w dłoniach i jego ciałem wstrząsnął szloch-Nigdy.Tak samo jak tego,że cię opuściłem.Nie rozumiem jak możesz nie widzieć we mnie potwora…Po tym jak chciałem zabić nasze dziecko..Jak zamiast cieszyć się z tego,że zostanę ojcem…
-Edwardzie,naprawdę tego nie wiesz?-spytałam się,pokręcił przeczącą głową-Spójrz mi w oczy!-gdy to zrobił,kontynuowałam-Wiedziałam,że boisz się mnie stracić.I pamiętałam co mówiłeś mi w przeddzień naszego ślubu.Musisz,też pamiętać ,że kiedy usłyszałeś jej myśli…zacząłeś się zachowywać tak jakbyś się cieszył ,że spodziewam się dziecka.Więc,wiem,ze tylko strach przed utratą mnie ,powodował twoje zachowanie.
-Bello,przecież byłaś równie oszołomiona  co Rose moim zachowaniem.Chodzi mi o to ,że zmieniłem swoje zachowanie i zapragnąłem naszego dziecka.
-Byłam-przyznałam-Jednak się tego spodziewałam.Nie jesteś potworem. I nigdy nim nie byłeś.Wiem,że sama bym postępowała podobnie na twoim miejscu.I nie chodzi tylko o ciążę.-zamknęłam na chwilę oczy-Kiedy po powrocie z Włoch,mówiłam ci ,że twoim życiem nie mogą rządzić wyrzuty sumienia…Chciałam byś był szczęśliwy,niezależnie od tego ile to by miało mnie kosztować.Potem Victoria.Czy wypominanie ci tego jak się czułam gdy ciebie nie było,żebyś nie brał udziału w bitwie i był bezpieczny u mego boku było czymś innym?Też cię zraniłam…A,gdyby nie Seth…Oboje byśmy zginęli.I też zastanawiałam się czy nie jestem potworem.Skoro cię ranię…
-Masz rację ale nie do końca.Ty nigdy nie powiedziałaś mi że mnie nie kochasz.A ja…
-Bo nie musiałam.Ani ty nie byłeś potworem ani ja .Oboje chcieliśmy chronić najdroższą nam osobę pod słońcem.Zbyt mocno się kochamy ,by móc żyć po śmierci drugiego, czy nawet osobno.A,paradoks polega na tym,że ja oddałabym życie za ciebie a ty za mnie.A nie możemy żyć  bez siebie.
-Dziękuję,że mi to powiedziałaś.I to jest prawda.-przytulił mnie mocno do siebie-Ja ,bez ciebie nie istnieję.Jesteś dla mnie wszystkim.Kocham cię Isabello,tak bardzo jak nikt nigdy nikogo nie kochał.
-Mylisz się.Ja cię kocham bardziej,najdroższy.
-Nigdy,nie dojdziemy na tym polu do porozumienia,-stwierdził Edward-Które z nas kocha bardziej drugie
-I nie musimy…-zamruczałam-Ważne,że się oboje kochamy.I ,że to się nigdy nie zmieni.
-Nigdy-potwierdził z miłością w głosie

wtorek, 14 kwietnia 2015

11.Niecierpliwa


11.Niecierpliwa
Carlise spojrzał na mnie zaskoczony.Chyba, nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
-O co chodzi z twoją matką?-spytał mój teść
Wziełam głęboki oddech nim odpowiedziałam
-Jak dalej mamy się zachowywać i jak mają wyglądać nasze relacje?-wyjaśniłam
-Więc słucham-powiedział Carlise-Chociaż,cyba rozumiesz…
-To, nie takie proste.Nie chodzi tylko o to ,że tęsknię za mamą…Rene powiedziała mi jak byłam z E dwardem w Jacksonville.Coś,co jest istotne dla  nas wszystkich.Powiedziała,że mnie i Edwarda łączy tajemnica którą ukrywamy przed swiatem…
-Słucham?!!-wykrzyknęła Rose-I ,nic nam nie powiedzialaś?!
-Spokojnie Rose!Isabella na pewno potrafi nam to wytłumaczyć-powiedział jak zwykle opanowany Carlise
Skrzywiłam się słysząc swoje pełne imię.Chociaż mnie to tak bardzo nie irytowało… Wszyscy w tej rodzince,wymawiali je tak jak należy.Więc wymawiane mnie tylko troszkę drażniło…
-Nie było potrzeby wam mówic.Przekonalam ją,że głupoty wygaduje…Ale przechodząc do meritum.Rene tego nie powiedziała,ale moge się założyć,że niedługo będzie chciala nas odwiedzić.Na razie ,powsztrzymuje ją niechęć do Forks i to ,że jestem młodą mężatką.Niestety mama nie należy do cierpliwych…
-Jak myślisz jaka będzie jej reakcja na zmiany jakie w tobie zaszły?No i na Nessie?-spytał, o dziwo rozsądnie Emmet
-Podejrzewam,że podobna do ojca.Tylką z tą różnicą ,że posłucha mnie i przestanie zadawać trudne pytania,gdy jej powiem ,że to dla jej dobra.Tylko przy jednym będzie się upierać…
-To ,ty jesteś tak różna od matki?-spytał Em-Przecież ,nasz braciszek nie raz, mówił ci ,że dla własnego dobra…
-A ja niesłuchałam-dokończylam za niego-Tak wdalam się w ojca.Sam zobacz.Ja zostałam w Forks,mama uciekła stąd.Obie nie znosiłyśmy tego miasteczka…
-Ej,jak to nienawidziła Forks?-spytał Em-Przecież mieszkała tu wraz z twoim ojcem
-Dokładnie rok.Nie mogła dłużej tolerować pogody.Ciągłego deszczu i chmur.Nieliczne słoneczne dni…To było za mało.Więc opóściła ze mną Forks.-uśmiechnęłam się do Edwarda-Dla mnie przez 17 lat słońce było ważnym kryterium…Jednak gdy poznałam Edwarda zrozumiałam,że niezależnie gdzie będziemy mieszkać,jeśli będziemy razem,będę szczęśliwa.
-Przy czym Rene będzie obsatwać ,mimo perswazji?-spytał Carlise
-Rene nigdy nie uwierzy,w to,że Renesmee jest bratanicą Edwarda a nie jego córką..Mimo,że Ness jest bardziej podobna do Eda…To podobieństwo do mnie ,takze rzuca się w oczy .Prawdopodobnie powie cos takiego:”Nie wiem jak to jest mozliwe ale ona jest córką twoją i Edwarda.”
-Bello,a nie bierzesz po uwagę tego,ze Rene będzie chciala uciec?-spytał ostroznie Edward
-Biorę ,zawsze brałam.Tak, samo jak ty brałeś ,gdy chodziło o mnie.-westchnęłam-Zdaję sobie sprawę ,ze moze uciec gdy tylko mnie zobaczy.Jeśli będzie chciała…pozwolę jej na to.Choć proste to dla mnie ni bedzie.
W jednej chwili znalazł sie w śilnym uścisku męża.Rozumieliśmy sie bez słów.Jedno wiedziało czego potrzebuje w danej chwili drugie…
-Bello,myślę ,że powinniście zaprosić Rene do Forks.Hm,niedługo masz urodziny więc…Alice by wszystko przygotowała-powiedział Carlise-ale zaraz dodał-Ale jeśli nie chcesz…
Miał na pewno na myśli to,że mogłaby mi się przypomniec moja 18.Ale to była juz przeszłość…Mimo,że starałam się zapomnieć te urodziny…Nie bylo dla mnie problemu,żeby Alice przygotowała moje 20 urodziny.
-Urodziny moga być-powiedziałam teściowi stanowczo-Tu,czy w naszym domu?-wszyscy oprócz Edwarda wymienili ździwione spojrzenia.On chyba tylko rozumiał moje zachowanie-No,co?Za nieco ponad miesiąc mam urodziny.Rene musi się pogodzic ztym ,że tu przyjedzie.Przynajmniej nie bedzie mi zarzucać,że zapóźno ją uprzedziłam.
-Tutaj będzie dobrze-oświadczył Carlise
Skinęłam głową.Pozostawało zadzwonić do mamy…

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

10.Medalion Julii



Gdy dotarliśmy na miejsce, usłyszałam wymianę zdań miedzy Rosalie i Emmetem
-Rose, kochanie! Nie musisz już jechać. Poczekaj na Bellę i porozmawiaj z nią!
-Ty, niczego nie  rozumiesz! Ja muszę spróbować znaleźć ich potomkinię! Ona ,może być ostatnią z rodu. To jedyna szansa dla mnie! Dla nas!
-Rose,o czym i o kim, ty mówisz-spytałam wchodząc do domu-I dlaczego ci tak śpieszno do wyjazdu?
Rosalie spojrzała na mnie, po czym podała mi dość stara księgę. Wskazała mi palcem tytuł : „Medalion Julii”
-Przeczytaj, to zrozumiesz czemu mi się tak śpieszy!- odparła moja przyjaciółka. Tak, byłyśmy teraz przyjaciółkami. Nie tak bliskimi jak z Alice. Ale jednak.
Usiadłam na kanapie i zaczęłam czytać …
-Przeczytaj na głos. Niech Em i pan Wszystkowiedzący też się dowiedzą. Mam chaos w głowie więc z moich myśli się nie dowiedzą.

Medalion Juli był niepowtarzalny. Potrafił ponoć sprawić ,że nieśmiertelni kochankowie, łącząc się z sobą w miłości, poczną dziecko. Wampirzyca na czas ciąży, stanie się na powrót śmiertelniczką .Po porodzie zaśnie i obudzi jako nieśmiertelna.-przerwałam na moment. Już rozumiałam zachowanie Rose.-
-Kontynuuj-poprosił Em .Chyba miał taką samą nadzieję co jego żona

Niestety, ostatnią kobietą która go nosiła była właśnie ta-opisana przez Szekspira-Julia. W jej grobie znaleziono tylko list który głosił:” Tylko nasze dziecię, Moje i Romea ,oraz jej potomkinie dostaną mój medalion.,, Wiemy tylko, że są na nim wygrawerowane słowa :

"Ja Twoja a, Ty mój
Dwa serca, jeden rytm.
O miłość toczą bój,,

Julia i Romeo żyli w XVI
Gdy ,skończyłam czytać ,zapadła cisza.
-Rosalie, to legenda-powiedziałam do szwagierki
-To,że jesteśmy rodziną wampirów, również!- zripostowała Rose- A, mimo to uwierzyłaś!
Westchnęłam zniecierpliwiona
-Tak, uwierzyłam. Ale w tym przypadku, jest to trudniejsze. Jeśli nawet przyszło na świat to dziecko…Skąd ,że dziś jeszcze żyje jakaś potomkini?
Minęło już 500 lat… Rozumiem cię ,że pragniesz dziecka ale…
-Skąd ,ty to możesz wiedzieć?! Nie wiesz jak to jest stracić wszelką wiarę i nadzieję.-krzyknęła Rose
Nie odpowiedziałam. Po prostu uciekłam. Schroniłam się w dawnym pokoju Edwarda. Opadłam na kanapę .Podkurczyłam nogi i schowałam twarz w kolanach. Rosalie się myliła. Doskonale wiedziałam jak się czuje ktoś kto stracił wszystko. Ciężko mi było wracać do… tych samotnych miesięcy…miesięcy bez Edwarda. Tym razem nie dałam sobie od razu rady z tamtymi wspomnieniami.
Edward przybiegł do mnie niemalże od razu. Podniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy.
-Przepraszam, że uciekłam .Powinnam…
Uciszył mnie przykładając  palec do moich ust
-Ciii, rozumiem- powiedział, przytulając mnie mocno do siebie-Chcesz już stąd iść?
-Muszę skończyć rozmowę z Rozalie- powiedziałam stanowczo
Nie protestował. Wiedział już ,kiedy nie ma sensu ,ze mną dyskutować. Zeszliśmy na dół trzymając się za ręce. Usiadłam z Edwardem naprzeciwko zdenerwowanej Rose i zmieszanego Emmeta. Pierwsza się odezwałam.
-Rose …według mnie to ty tego nie wiesz- powiedziałam. Spojrzała na mnie oburzona- Nie wiesz co to znaczy stracić wszystko -Rose zmieszała się. Dotarło do niej to co wcześniej powiedziała i dlaczego wybiegłam z pokoju-I powinnaś się z tego cieszyć.
Edward przez cały czas jak mówiłam, mocno mnie obejmował okazując swoją obecność i wsparcie.
-Bell…ja przepraszam. Ja nie chciałam…Nie powinnam była nawet tak pomyśleć-tłumaczyła się Rosalie
-Uspokój się! Chciałam ci tylko przekazać żebyś była ostrożna z robieniem sobie nadziei.- starałam się uspokoić szwagierkę i jednocześnie powiedzieć to co miałam jej do powiedzenia –Możesz spróbować odszukać dziewczynę, ale nie łatwo jest uwierzyć w nasze istnienie. A jeśli nawet…Medalion mógł być dawno sprzedany lub zniszczony
-Ja to wszystko wiem-westchnęła Rose- Ale chyba mi przyznasz rację, że warto mieć nadzieję. Macie rację, jak czekało  pięć wieków, to poczeka jeszcze kilka miesięcy

Uff…wszyscy odetchnęliśmy z ulgą- zdjęłam tarczę-Jakim cudem, mi się udało ją uspokoić? Skoro niby jest uparta jak osioł?
Edward zaśmiał się i wzruszył ramionami.
-Może…masz po prostu talent?- zasugerował Edward
Zwłaszcza do jednego upartego wampira-pomyślałam i pozwoliłam by tarcza zakryła moje myśli.
Mój mąż zaśmiał się ponownie
-Możliwe…-przyznałam- Ed, możemy poczekać na Carlisa? Chciałabym poznać jego opinie…
-Tak, Bello?- powiedział Carlise, wchodząc do domu- O,co chodzi?
-Musimy porozmawiać o Rene

sobota, 11 kwietnia 2015

Info

Blog powstał około 4 lata temu na platformie blog.onet.pl. Dotarłam tam aż do 57 rozdziałów niestety liczba czytelników zmalała, więc przeniosłam się na Wattpada i Blogerra.
Poprzedni adres to :edward-bella-unending-love-story.blog.onet.pl

9.Polana


9.Polana
Byłam z siebie dumna. Wreszcie udało mi się nauczyć dobrze polować. Mogłam już w tym samym ubraniu iść na łowy a potem pokazać się ludziom. Uśmiechnięta podeszłam do Edwarda. Który natychmiast porwał mnie w ramiona. Delikatnie wziął mnie pod brodę, bym spojrzała mu w oczy. Jego spojrzenie, działało nadal na mnie jak wtedy, gdy byłam jeszcze człowiekiem. I wiedziałam, ze to się nigdy nie zmieni.
-Chcę cię zabrać w jedno takie miejsce…Ale to będzie niespodzianka-powiedział Edward-Zgodzisz się?
Nie lubię niespodzianek, ale…już się przyzwyczaiłam
-wziął mnie na ręce,a jedną ręką zasłonił mi oczy. Puścił się biegiem przed siebie.
-Mogłeś mi powiedzieć żeby m zamknęła oczy.
- Wolę mieć pewność
-Dlaczego…
-Tak?- spytał- Dokończ pytanie
-Dlaczego właśnie dziś?
Zatrzymał się i usiadł ja sama znalazłam się na jego kolanach. Odsłonił mi oczy. To była nasza polana. Pierwszy raz byliśmy na niej od ślubu.
-Chciałem, byś ją zobaczyła w pogodny dzień. Tak jak wtedy, gdy byłaś człowiekiem.-Wyjaśnił lekko się uśmiechając-Kiedy jest cała zalana słońcem.
-Jest tak samo piękna jak wtedy, ale tylko, dlatego że jestem tu z tobą-zamruczałam wtulając głowę w jego pierś
-Mogę cię o coś spytać?
Nie miałam zielonego pojęcia, czego chce się dowiedzieć. Przecież wiedział o mnie prawie wszystko.
-Pytaj, o co chcesz

Przejechał palcami wzdłuż moich skroni. Po czym złożył pocałunek na moim czole. Nad zadaniem, jakiego pytania tak się wahał?
-Za, co mnie pokochałaś?- spytał nieśmiało-Pal licho moją naturę…Ale mogłaś przecież, zakochać się w kimś, kto nie ukrywał, że się tobą interesuje. Na przykład w Ericu.
Zaskoczył mnie. Nigdy wcześniej nie usłyszałam od niego takiego pytania. Zsunęłam się z jego kolan by siedzieć obok.
-To, nie jest łatwe pytanie. Jake zadał mi już je zadał.-ukochany zmarszczył czoło. Rywal to rywal, nie?- Ale poznał tylko niewielki fragment odpowiedzi na ten temat. Przez 17 lat swojego życia starałam się by inni uważali mnie za normalną. Tu w Forks,też.-Chciał mi przerwać, ale powstrzymałam go-Udawałam przed:Mickiem, Ericiem, Taylorem, a także przed dziewczynami, no może przed Angelą mniej. Czułam, że przy Tobie nie muszę, I jeszcze coś takiego, że znam cię od dzieciństwa, a nie od kilku tygodni. Mogłam być sobą –uśmiechnęłam się do niego-Kocham cię Edwardzie za to,że jesteś i jaki jesteś.
Mocno przytulił mnie do swego boku. Szeroko uśmiechnięty wyszeptał:
-Miałem sam podobnie. Tylko wiedziałem, że nie mam prawa być sobą. Ale mimo to byłem sobą …przy tobie…choć nie zawsze…
Nie pozwoliłam mu dokończyć i zamknęłam mu usta pocałunkiem. Rozumiałam, dlaczego tak się zachowywał.

Jednym ruchem przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie. Przez co wylądowałam na jego torsie. Po sekundzie zrozumiałam skąd u mnie to deja vu. Uśmiechnęłam się delikatnie do wspomnienia. Oczywiście zauważył to. Widziałam, jak rozbłysły mu oczy i tańczą w nich wesołe ogniki.
-Też, to pamiętam.-zamruczał- Żałujesz, że mnie wtedy powstrzymałaś?
-Nie, gdybym wtedy tak nie postąpiła…Nie miałabym…nie mielibyśmy naszej córki.
-Prawda. Dzisiaj mogę się do tego przyznać. Kiedy chciałaś mnie uwieść …niewiele brakowało …bardzo niewiele a by ci się udało.
-Dobrze, wiedzieć- uśmiechnęłam się do niego-Za to wtedy zgodziłam się ciebie poślubić.
-Zgadza się. Zgodziłaś się być tylko moja- potwierdził -Dziękuje, że mnie wybrałaś.
Już mieliśmy się pocałować, gdy zadzwoniła moja komórka
-No,nie!!- warknął
-Spokojnie, tylko zobaczę, kto to.
Zerknęłam na wyświetlacz
Dzwoni: Emmett
On nigdy do mnie jeszcze nie dzwonił…Zazwyczaj do Eda albo po prostu wpadał do nas.
-To Em. Odbiorę -mruknęłam- Tak?
-Przyjdźcie szybko!- mówił zaniepokojony- Rose coś przeczytała i chce wyjechać na jakieś poszukiwania! Błagam, pomóż mi!
-Zaraz będziemy

I rozłączyłam się
 

8.Mój anioł


8.Mój anioł
EPOV
Wyczerpana Bella opadła na poduszki. Teraz, leżała przytulona z głową na mojej piersi cicho mrucząc. Była moja, naprawdę moja. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że to mnie wybrała. I trwała przy mym boku niezależnie, co się działo. Isabella pojawiła się w moim życiu, gdy straciłem nadzieję, na to, że i mnie spotka to błogosławieństwo, jakim jest miłość. To, nie kobieta spoczywała przy mnie,a jakaś bogini. Przepiękny anioł, który sprawił,że moje życie nabrało sensu. Tylko, tyle musiała poświęcić…
-O, czym kochany tak intensywnie myślisz?- spytała Bella
-O Tobie. I o tym ile musiałaś poświęcić, by być ze mną-odpowiedziałem szczerze. Nie chciałem jej już nigdy więcej okłamywać
Pokręciła głową. Chyba tym razem wolałem nie poznać jej myśli. Ukochana i tak mi je wyjawiła
-Najdroższy, tak naprawdę nic nie poświęciłam-już chciałem zaprzeczyć, ale mnie powstrzymała- Sophie i Mark byli moimi jedynymi znajomymi w Phoenix. Znałam jeszcze Steve'a, był synem Adama, z którym mama się spotykała przed Pihlem. A, tu niby miałam 6 przyjaciół, a okazało się, że tak naprawdę było ich tylko troje. O Rene chciałam porozmawiać z Carlisem, ale mieliśmy gości i nie było go w domu. Zresztą, z mamą w miarę upływu lat oddalałyśmy się od siebie…-powiedziała, głaskając mnie czule po policzku-Naprawdę, niczego nie żałuję. Nie musisz się o to martwić.
-Dziękuję i przepraszam. Po prostu czasem myślę, że lepiej by było dla ciebie gdybyś mnie nie poznała-wyszeptałem
-Ed,nasze drogi musiały się spleść- wyszeptała ciepło-Nie kazałeś mi się sobą interesować, wręcz przeciwnie… Umiłowałam ciebie nim tak naprawdę poznałam, jaki jesteś. Po wypadku, zdałam sobie sprawę, że nie jesteś mi obojętny. Nie myśl, już nigdy więcej, że coś przez ciebie straciłam.
Odważyłem się spojrzeć na Bellę. Widziałem na jej twarzy, że mnie rozumie, ale ma dość moich myśli krążących wokół tego czy nie zniszczyłem jej, aby życia. Miała rację, niepotrzebnie się zadręczałem. Byliśmy od początku sobie przeznaczeni. A, ja głupi chciałem z tym walczyć
-Obiecuję Ci, że jak tylko będzie to możliwe porozmawiamy z Carlisem. Może uda nam się jakoś załatwić sprawę z Rene tak by nie domagała się szczegółów.
Bell westchnęła. Chyba niezbyt to przekonująco brzmiało…
-Gdy byliśmy razem na Florydzie, mama powiedziała coś takiego,że o mało, co nie dostałam zawału
-Co takiego?
-„Jest tak, jakby łączyła was tajemnica, którą ukrywacie przed światem”
-Ach, tak. Czyli z teściową będę miał tak trudno jak z Tobą?
Zaśmiała się i usiadła a ja uczyniłem to samo.
-Nie. Ale łatwo też nie będzie.-sprostowała- Mama, regularnie słyszała ode mnie: „Nie rób tego”,,Tak będzie lepiej”. Na początku nie była z tych rad zadowolona…Trochę później dotarło do niej,że faktycznie słuchając moich rad, unika kłopotów. Dlatego myślę, że mnie posłucha, choć niechętnie, kiedy powiem,że dla własnego dobra nie powinna zadawać więcej pytań. Tylko w jednej przypadku będzie się upierać…
-Jakim?- choć chyba już się domyślałem
-Że, Renesmee jest naszą córką.-miałem rację-Nie uwierzy w to, że jest twoją bratanicą i jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym- wyjaśniła z lekką nutką ironii
-A, co do tego, że się zmieniłaś to nie będzie pytań?- spytałem z ironią
-Będą, będą. Ale jakie inne można zadać niż te, co zadałam Tobie? Chyba wiemy jak powinny brzmieć mylące odpowiedzi?- zaśmiała się –Chyba się ze mną zgodzisz?
Zaśmiałem się, znów miała rację. Oj, wiedzieliśmy. Zwłaszcza ja.
-Chyba, tak
-hm, chyba muszę zapolować-mruknęła- A, ty?
-Cóż, chyba mi się tez przyda.-przyznałem
Wstaliśmy z łóżka, mój wzrok padł na dwa równe kawałki sukienki…Alice mnie udusi! Bella dostrzegając powód mojej konsternacji, zaśmiała się delikatnie. Taa, tylko nie ją będzie Al ochrzaniać!
-Chyba nie sądzisz, że ją zmartwi ta sukienka? -powiedziała rozbawiona -Ja, jej funduje takie zakupy, że to –podniosła strzępy materiału –nie będzie jej zbytnio przeszkadzać. Pewnie mi cos właśnie planuje kupić na jej miejsce-wzruszyła ramionami
-Oby
Przeszliśmy do garderoby. Ja wybrałem zielony t-shirt i dżinsowe rybaczki. Co ciekawe Bell znalazła dla siebie granatowy dres i żółtą bluzkę bez rękawków.
-Jak tu się uchował ten dres?
-Ja też chodzę na zakupy. Te były nieplanowane.-uśmiechnęła się przebiegle-Al, miała potem do mnie pretensje…ale opłacało się. Mam dzięki temu trochę swobodnych ubrań
-Jestem pod wrażeniem. Ślicznie w nim wyglądasz.
-Edward to tylko dres-powiedziała skromnie
-Tak. To tylko oprawa dzieła sztuki, które i bez niej jest doskonałe.
-Przesadzasz, naprawdę przesadzasz!-chwyciła mą dłoń-Chodź już! Jestem głodna!- popędziła mnie
Trzymając się za ręce wypadliśmy z domu. Zarówno ja jak i Bella gustowaliśmy w tych samych zwierzakach. W pumach. Niestety okoliczne lasy miały dość ograniczone menu. Ale zawsze się trafi na coś smacznego…Bell puściła moją rękę…Po sekundzie zorientowałem się, że wyczuła właśnie dwie pumy…Mhm…Pognałem za nią dopadła właśnie okazałego samca i atakowała ją oszalała z wściekłości kocica. Te koty to prawdziwy rarytas. Wiec oddałem się pragnieniu i zająłem kocicą.
Żona, skończyła się posilać chwilę przede mną. Była już w tym tak dobra,że nawet kropelki krwi bym nie znalazł na jej ubraniu. Zapolowaliśmy jeszcze na kilka jeleni.
Mogliśmy już wracać. Jednak, chciałem zabrać ukochaną w jeszcze jedno miejsce…
 

7.Tylko ja i ty...(+16)



Cóż, jakoś trzeba będzie przeżyć te zakupy. Ale, teraz nie to było ważne. Ważny był tylko mężczyzna wpatrujący się w moje oczy. Tylko On.Poszliśmy, powolnym krokiem do domu.Gdy tylko znaleźliśmy się w środku wszystko inne przestało istnieć. A powolne delikatne pocałunki, które składał na moich ustach stopniowo przemieniały się w coraz bardziej zachłanne i namiętne. Nie protestowałam wręcz przeciwnie pragnęłam jeszcze więcej…Płonął we mnie ogień… Widziałam w oczach ukochanego, że chcemy tego samego….Chcemy siebie.
***
Przyciągnąłem ją do siebie. Odszukałem jej usta,a wolną dłoń wplotłem w jej długie mahoniowe włosy. Powoli przestawaliśmy nad sobą panować. Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne…Oderwałem się od jej ust a przesunąłem ku szyi…Usłyszałem cichy jęk ukochanej. Wplotła palce w moje włosy przyciągając mnie jeszcze bliżej. Nie przestając składać pocałunków wziąłem ją na ręce i zaniosłem w stronę sypialni…
***
Ciągle obsypując pocałunkami moje ciało zaniósł mnie do sypialni. Delikatnie złożył mnie na łóżku. Chwilę później już był nade mną. Wtulając jedną rękę w jego miedzianą czuprynę drugą rozpięłam mu koszulę. Krążyłam dłońmi po jego nagim torsie,a Edward delikatnym jak ćma ruchem zsunął ramiączko mojej sukienki
***
Jej dotyk…Dotyk Belli, zawsze sprawiał mi,nieopisaną przyjemność. Działał na mnie jak dawka silnie uzależniającej substancji. Pragnąłem więcej…Jak najdelikatniej zsunąłem materiał z jej ramienia. Składałem miliony pocałunków na każdym nowo odkrytym kawałku jej ciała. Wkrótce oboje byliśmy tylko w bieliźnie… Patrząc Belli w oczy rozpiąłem koronkowy stanik…
***
 Pieścił wargami moje piersi…Moje ciało przeszywały spazmy rozkoszy…Powoli przesuwał się coraz niżej…aż dotarł do brzegu moich fig. nim zsunął je ze mnie ponownie gładził całe moje ciało. Mimowolne jęki wydobywały się z moich ust. pocałował mnie jeszcze raz głęboko i namiętnie…I staliśmy się jednością. Jak zawsze, gdy się kochaliśmy, czułam się tak jakbym trafiła do nieba. Zatracaliśmy się w sobie swoim zapachu,dotyku,pocałunkach. Po prostu w naszej miłości. Tak samo jak wiele razy wcześnie wspólnie przeżywaliśmy pierwszy orgazm tej nocy… A daleko było jeszcze do świtu…


6.Wieczny Kawaler


6.Wieczny kawaler
Obudziłam się, ale to nie był,mój pokój. Rozejrzałam się dookoła. Ach,byłam w dawnym pokoju mamy. Rozumiałam jej decyzję. Chciała powiedzieć prawdę,a na 3-miesięczne dziecko to ja nie wyglądałam. Niebo nad Forks,było jeszcze jasne, więc zeszłam na dół do Charliego. Zastałam go oglądającego baseball. Bella mówiła,że nieraz dziękowała Bogu za zainteresowanie ojca tym sportem.Jednak teraz dziadek odwrócił się do mnie przerywając oglądanie.
-Dobry wieczór Słońce!Widzę,że się wyspałaś-powiedział szeroko się uśmiechając-Jesteś jak matka.Przepraszam,ja…
-Bellę i Edwarda od początku uważam za swoich rodziców-uspokoiłam go-Innych,nie pamiętam
Ulżyło mu
-No tak. Bell,czasami spała tylko kilka godzin,a była rano pełna energii.Grzecznie,chodziła spać.Zawsze o tej samej porze szła na górę.-ciekawe dlaczego…-Ty masz, chyba tak samo. Aha,Alice wyciągnęła resztę na zakupy. Mają przyjechać po ciebie, gdy wrócą. Jakoś,chyba damy radę? Dasz radę wytrzymać przez ten czas z wiecznym kawalerem?-zażartował Charlie
Wiecznym?To określenie bardziej pasowało do Taty. W końcu dopiero po stu latach znalazł kobietę, z którą,pragnął dzielić życie.
-Przecież jest Sue.Dlaczego nie powiesz jej, co czujesz do niej?-spytałam
Ja,już raz się pośpieszyłem…Nie chcę by,skończyło się,tak jak z Rene.Nie jestem, już tak młody.-wyjaśnił-Bell miała więcej szczęścia.Znalazła od razu partnera,który nie opuścił  jej ,z powodu braku miłości czy też dlatego,że przeszkadzała mu pogoda.Trudno mi to przyznać,ale Edward tłumaczył mi się,że chciał dać Belli szansę,na zwykłe,szczęśliwe życie.Byłem zbyt surowy wobec niego.Powinienem był zachować się tak jak Ona.Skoro mu wybaczyła,a jej zdanie się liczy przecież najbardziej.Powinienem to uszanować.Eh,wracając do mnie…Byłem najlepszym przyjacielem jej zmarłego męża.To komplikuje sprawę…Czy mam prawo zająć jego miejsce?Czy Sue by tego chciała?
Usłyszłam parkujący samochód,chwilę później usłyszałam mamę
-Tak,tato masz prawo być szczęśliwy.-powiedziała Bella wchodząc do salonu z Edwardem-Harry odszedł z tego świata ponad rok temu i nic tego nie zmieni.Dokąd tylko się pamiętam ,kochałeś Rene.-widziałam wyraźnie jak dziadek się rumieni-Zapomniałeś o ty co czułeś do mamy dopiero gdy poznałeś Sue.Ty masz swoją przeszłość,ona też.Obydwoje macie dorosłe dzieci.Czy coś stoi wam na przeszkodzie?Nie podejmując ryzyka ,nic nie stracisz ale też nie zyskasz
 -Cześć,córeczko.Witaj… synu- zamurowało mamę, mnie zresztą też gdy to usłyszałyśmy-Czyli myślisz,że ona by  mnie chciała wiecznego kawalera z humorkami?
Bella wybuchnęła śmiechem i spojrzała wymownie na Edwarda.Dołączył do niej z błyskiem w oku.Tato byłeś taki humorzasty?
-Ja ci nie powiem.Ale uprzedzę,że relacje moje z Leah ,są trudne-powiedziała rozbawiona Bella-Tak,jakoś wyszło…Za to z Sethem, zawsze były bardzo dobre.
-No,może się ciebie posłucham.Jak było na zakupach?-spytał Charlie na co mama się skrzywiła-Coś ciekawego sobie kupiłaś?
-Alice,przełożyła wyjazd-wyjaśniła-Myślę,że niedługo się wybierzemy na te całe zakupy
-Czyli zabierzecie mi wcześniej wnuczkę?-spytał dziadek
W sumie mogłabym zostać.Mama nauczyła mnie kilku prostych dań.Nic się nie stanie ,jak spędzę czas z dziadkiem.A spragniona zbytnio nie jestem.
-Czy ja wiem?Ness,chciałabyś zostać kilka dni z dziadkiem?-spytał Edward-A,może wolisz wrócić do domu?
-Chcę zostać.
Tata skinął głową
-Dziękuje,że pozwoliliście jej,jeszcze zostać. Obiecuje ni gotować-zażartował Charlie
-Nie ,ma za co.Jesteś przecież jej dziadkiem-powiedziała Bella-No to jedziemy z powrotem.Nie zamęcz tylko Charliego-zwróciła się do mnie
Przytuliłam się do mamy i pokazałam jej swoje myśli.To jak bardzo ją kocham.Jak chcę poznać bliżej dziadka i Sue.
-Ja też cię kocham,maleńka.Będę tęsknić
odsunęła się a jej miejsce zajął tata.Uścisnął mnie mocno
-To będzie twoja pierwsza noc poza domem.I jak się czujesz? -spytał mnie
-Dobrze,bardzo dobrze.Ale to nie jest pierwsza noc poza domem.Pierwsza będzie, jak będę nocować u jakiejś koleżanki ,kiedyś tam….-uścisnął mnie ponownie
-Dobranoc Nessie,dobranoc Charlie-pożegnał się Edward
-Pa tato.Śpij dobrze córeczko-dołączyła się mama
Patrzyłam jak znikają wśród wieczornych ciemności.Byłam przekonana,że będą potrafili dobrze wykorzystać wolny czas….

Gdy tylko usiadłem za kierownicą spytałem się Belli
-Byłem humorzasty?
Zaśmiała się
-Tak. Bardzo często nie nadążałam za twoimi zmianami nastroju Zwłaszcza na samym początku. Potem mniej więcej potrafiłam sobie radzić jak mnie zaskoczyłeś.
-Musiałaś dużo przejść. Ale ciągle przy mnie jesteś…Nie ułatwiałem ci wręcz przeciwnie utrudniałem i bez tego nie łatwą sytuację.
-Musieliśmy-poprawiła mnie-Oboje starliśmy ułatwić sobie życie. Czasem rzeczywiście nie miałam z tobą łato. Bywało nawet, że miałam ochotę ciebie udusić-zaśmiała się
Dojechaliśmy już do naszego domku. Zobaczyłem Alice czekającą na nas. Żona też ją dostrzegła. Westchnąłem zrezygnowany.

Braciszku spokojnie. Ja tylko na minutkę. Naprawdę!Mamy z Jazzem plany….Z których łatwo nie zrezygnuję.
Co tam Al?-spytała Bella
Czy mi się wydajże jest zniecierpliwiona?
-Cieszę się, że pojedziemy na zakupy! Wiesz jak dawno nie miałam okazji być na kilkudniowym maratonie po sklepach?-spytała podekscytowana Alice
-Kilka lat? Nikt nawet Rose, nie miał na to ochoty?-podpuściła Chochlika Bella
-Dokładnie pięć lat. Zaciągnęłam wszystkich, przed przyjazdem do Forks. Nie protestowali zbytnio. Nawet Ed.-powiedziała z pretensją Alice
Wspomniałem te zakupy. Szczęśliwy, to z nich nie byłem… Szykowała się powtórka. Na moje szczęście ukochana podzielała mój brak entuzjazmu do zakupów.
-Tak, myślałam. Pójdę z Tobą na te zakupy pod jednym warunkiem. Sama zdecyduję, co sobie kupię. Oczywiście możesz doradzać,ale pamiętaj jak jestem uparta-oświadczyła Bella

No nie! Przecież mam świetny gust! Dotąd się nie skarżyła…za bardzo
-
Zgoda,ale będę ci asystować na każdym kroku-zgodziła się moja siostrzyczka
-Dobra dobra…A teraz sio!-popędziła ją moja ukochana-Bo powiem Jasperowi, że ciuchy są dla ciebie ważniejsze niż On!
-To,pa! Miłej nocy!-rzuciła i już jej nie było
-Cała Alice-powiedzieliśmy jednocześnie.
Zostaliśmy sami. Mieliśmy kilka dni tylko dla siebie. A ich zwiastunem miała być ta noc…

 






5.


5.Bello wiesze jesteś …hipokrytką?!

Ty się zakochałaś!-wykrzyknęła Sophie-I to na poważnie!
Zabrzmiało to trochę jak oskarżenie.
-Wypierać się nie będę! Po co mam zaprzeczać temu,co czyni mnie szczęśliwą?-uśmiechnęłam się szeroko a Edward zacisnął mocniej ręce na mojej tali
-A,skoro nie Mike to kto?-spytała się Sophie-Powiedz Bell,kto to…I…czy jesteście nadal razem
Uniosłam znacząco brwi.Po dłuższej chwili do niej dotarło.
-To ty i On…wy jesteście razem?-udało się jej jakoś wykrztusić-Nadal jesteście parą-spytała z dużą dawką ciekawości
-I tak i nie. Tych dwoje ma w sumie chyba 4 etapy za sobą teraz leci 5 etap.-rzucił Em. Oj,oberwie mu się
-Serio tyle przeszliście?-a, nawet więcej-No ,pierwszy etap to poznanie się.Drugi to ta wasza przyjaźń a trzeci to para. To niby jaki był ten 4 etap?-spytał, podsumowując Mark
Jeszcze w czerwcu zeszłego roku nie przeszłoby mi to przez gardło,ale dziś…
-Narzeczeństwo.13 sierpnia będziemy mieć pierwszą rocznicę ślubu-powiedziałam to spokojnie i ze szczerym uśmiechem
Sophie doznała chyba lekkiego szoku. Mark wstał(siedzą koło Esme) i złożył nam gratulacje.Gdy moja koleżanka doszła już do siebie spojrzała  na mnie ze złością. Trochę mnie to zaskoczyło. Zrozumiałam, o co jej chodziło,gdy powiedziała:
-Bello wiesz,że jesteś …hipokrytką?! Mam ci przypomnieć dlaczego?
-Nie trzeba.-westchnęłam-Jakiś czas przed moim wyjazdem sytała mnie, dlaczego nie interesuję się facetami. Powiedziała wtedy na to, że szukam miłości. Zadrwiła, że jak już się zakocham to od razu wyjdę za mąż-zaśmiałam się, reszta cicho chichotała-Stanowczo temu  zaprzeczyłam: „Jeśli wezmę ślub to na pewno nie przed 30”Jestem hipokrytką, bo wyszłam za Edwarda mając 18 lat. Ale wiecie co? Jest jeszcze jedna rzecz, która może was zaskoczyć…
-Nie powiesz mi chyba, że zaszłaś z nim w ciąże i masz dziecko…?
No,tak. Największa tragedią jest dla dziewczyny jest mieć dziecko w tak młodym wieku.-pomyślałam sarkastycznie
-Powiem. Mamy córeczkę o imieniu Renesmee.Imię powstało z połączenia imion naszych matek.-uśmiechnęłam się- Rene była tylko o rok starsza ,gdy mnie urodziła.
-A myślałam,że jesteś odpowiedzialna!-oskarżyła mnie Sophie.
-Jestem. Ponoszę konsekwencję swoich wyborów-wyjaśniłam-I wiesz co? Niczego nie żałuję. Ani przyjazdu tutaj, ani tego,że pokochałam i wyszłam za Edwarda,ani tego,że mamy dziecko.Czy czegokolwiek innego.Wiecie już o nas praktycznie wszystko.Dodam tylko,że Jasper jest z Alice a Emmet z Rose są także małżeństwem.A co się działo przez te 3 lata?
Cóż ,Ja i Sophie zostaliśmy parą-powiedział z uśmiechem Mark-Teraz razem studiujemy i wynajmujemy mieszkanie.Uczęszczamy do Cambridge.Co prawda,absolwenci prestiżowych szkół są uważani za nudziarzy…
Skwitowałam to śmiechem.Edward skończył Harvard,a raczej nudny to on nie jest.Sophie spąsowiała.Chyba było jej głupio…Przed chwilą krytykowała to,że związałam się z Edem.Teraz wychodziło na jaw,że ona sama związała się z Markiem po moim wyjeździe i teraz mieszkali razem.
-No,tak.Po twoim odjeździe przebywaliśmy głównie razem…-tłumaczyła się Sophie-O dziwo,zauważyłam,że łączy nas więcej niż dzieli-o dziwo to było w naszym przypadku-Z przyjaźni przeszliśmy do zauroczenia.Czy to miłość?Nie wiem.Muszę wiedzieć wszystko na pewno,nim zdecyduję,że to coś poważniejszego.
-Gwarancję na to,że związek ma przyszłość,mogą dać ci tylko dwie osoby:Ty sama i Mark-powiedziałam-Musisz zadać sobie pytanie:Co naprawdę jest ważne i ma znaczenie,a co nie i jest sprawą drugoplanową.Dla Ciebie.Czy znasz już odpowiedzi na te pytania?
-Chyba tak,ale czy to wogóle może dać mi pewność?
-Nasza historia świadczy o tym,że tak.Zdecydowałam co jest dla mnie istotne.I okazało się,że miałam rację-poczułam pocałunek męża na szyi.Wiedziałam ,co oznaczał-Zauważyłam,że jesteście ze sobą blisko.Dlatego poznaliście naszą historię aż tak szczegółowo.Wszystko przemija,jedyne co pozostaje w nas na zawsze to właśnie miłość.Albo tylko jej ślad.
Siedzieliśmy jeszcze tak z 2 godziny.Potem odjechali,a my mogliśmy odetchnąć z ulgą.Zwłaszcza Jasper.Teraz trzeba było jechać po Ness…




4.Pewnie uznasz, że oszalałam, ale…


4. Pewnie uznasz, że oszalałam, ale…
Sophie Pov

Isabellę Swan znałam od pierwszej klasy gimnazjum. Cicha,spokojna brunetka. Nikomu się nie narzucała. Traktowała wszystkich na równi. Biedna,miała pecha do facetów. Żaden nie zwracał na nią uwagi ona zresztą na nich też.Nie rozumiałam jej. Kiedyś ją o to spytałam. Powiedziała,że nie szuka romansów nie chce robić nic na siłę. Pragnie miłości, ale takiej na stałe. Mruknęłam wtedy, że może jak się zakocha to od razu wyjdzie za mąż. Popukała się w czoło i stwierdziła, że ślub najwcześniej weźmie w wieku 30 lat. Niedługo potem wyjechała do rodzinnego miasteczka jej ojca. Dziś jechałam ją odwiedzić z Markiem. Powinniśmy to zrobić wcześniej ale…byliśmy zbyt zajęci sobą…Moje rozmyślania przerwał Mark.
-Sophie,może zapytamy tą dziewczynę-wskazał na niską brunetkę-jak dojechać do domu komendanta?-Zgodziłam się i spytałam przez okno brunetki
-Przepraszam,ale czy…-dziewczyna mi przerwała
-Wybacz,że przerywam, ale chyba szukacie Belli-zaskoczyła mnie i to bardzo. Kiwnęłam tylko głową na tak-Jestem Angela byłyśmy z Bellą przyjaciółkami. O tej porze powinna być u ojca.Pokazała nam jak tam dojechać.
W tym samym momencie, co my pod dom Swanów zajechało srebrne Volvo. Dziewczyna, która wysiadła zza kierownicy była niezaprzeczalnie piękna. Błękitna sukienka przed kostki, podkreślała jej smukłą sylwetkę,długie brązowe włosy opadały falą na jej ramiona.Mimo tego wydała mi się znajoma. Chyba czekała aż wysiądziemy.
No,Mark wysiadamy!-popędziłam chłopaka.Cholera,byłam zazdrosna o dziewczynę która wydała mi się Bellą!Posłusznie wysiadł.Wyglądała na moją rówieśniczkę więc zwróciłam się do niej po prostu:
-Pewnie uznasz,że oszalałam ale…czy nie jesteś Isabellą Swan?-Czułam,że robię z siebie idiotkę. uśmiechnęła się.
-Byłam. Sophie,Mark,cieszę się ,że was widzę.Minęły już 3 lata odkąd się wyprowadziłam z Phoenix.Wytrzeszczyliśmy oczy.To była Bella?!
-Bell,Boże!Jak wypiękniałaś-krzyknęliśmy razem.Zaśmiała się lekko.
-Dzięki za komplement.O ile się nie mylę przyjechaliście mnie odwiedzić-potwierdziłam-To jedźcie teraz za Volvo.Zabiorę was do mojej nowej rodziny.
-To twój samochód ?-spytał Mark przyglądając się lśniącemu autu
-Nie,ja jeżdżę innym to samochód Edwarda-już chciałam o niego zapytać-A,kto to dowiecie się już na miejscu-dodała z przebiegłym uśmiechem
-To już jedziemy-i wsiadłam do mojej czerwonej Scody-Wydaje mi się,że dużo się zmieniło w jej życiu-powiedziałam do Marka,uruchamiając silnik
-Ale,chyba na lepsze-stwierdził Mark
Miał chyba rację.Na twarzy dawnej koleżanki nie było nawet cienia smutku.
Wydaje mi się,że dużo się zmieniło w jej życiu-powiedziała Sophie
-Ale,chyba na lepsze-stwierdził Mark

BPOV
Oczywiście nie mieli pojęcia,że ich słyszę.Oboje mówili prawdę.Zmieniło się moje życie,ale nie na gorsze tylko na lepsze.Teraz jednak byłam też pewna,że przyjdzie mi się spowiadać.Miałam tylko nadzieję ,że pytania Soph nie będa zbyt dociekliwe.Jeśli chodziłoby tylko o to dlaczego jestem mężatką,co tu jeszcze robię-tego typu pytania nie sprawiały kłopotu.Ale te które mogły prowadzić do poznania naszego sekretu,już tak.Dobra skończmy ten monolog.Jechałam dość szybko, pamiętając jednak,że muszą widzieć gdzie skręcam.Dotarliśmy już do zjazdu wiodącego do domu Cullenów.W lusterku zobaczyłam zaskoczenie malujące się na twarzy Sophie,ale skręciła za mną.No ,tak droga przez las.Zaparkowałam przed domem i poczekałam ,aż moi goście zrobią to samo. Wysiadłam w tym samym momencie co oni.Oniemiali patrzyli na budynek.
-No ,to czyj jest ten uroczy dom-odezwał się Mark
-Witajcie w domu doktora Carlisa Cullena i jego żony
-Ej,a coś ty taka zaprzyjaźniona z lekarzem?-spytał podejrzliwie Mark
Spojrzałam w niebo.Zbierało się na ulewę.Niedługo miało lunąć.
-Chodźcie do środka!-widząc ich wahanie,dodałam-No chyba,że chcecie zmoknąć.
Natychmiast posłuchali.
W salonie siedziała tylko Esme
-Moi drodzy przedstawiam wam Esme Cullen.Esme jest żoną doktora.
-Ja jestem Sophie,a to Mark.Jesteśmy znajomymi Belli ze szkoły-powiedziała Sophie
-Witajcie kochani w naszym domu.Miło mi was poznać-przywitała się Esme
-A,gdzie reszta? -spytałam
-Są na górze w pokoju Edwarda
wzniosłam oczy do nieba 
Alice,Jasper,Emmet,Rosalie,Edward!-krzyknęłam,trzeba dbać o pozory   -Chodźcie tu na dół.Zbiegli zaraz na dół.Grzecznie zajeli teraz swoje miejsca,na kanapie i fotelach.
-Spokojnie, siostrzyczko!Pali się?-zażartował Emmet
Siostrzyczko?Kto to jest? -spytała Sophie
To Emmet Cullen.Ci blondyni to Jasper i Rosalie Hale,bliźnięta.Ta brunetka co nie może usiedzieć na miejscu to Alice Cullen-wszyscy się uśmiechnęli,a Alice puściła mi oczko-Moja najlepsza przyjaciółka.-Edward skinął na mnie palcem bym do niego przyszła -Ten chłopak co mnie woła to Edward.Podeszłam do męża i usiadłam mu na kolanach.
-Najwyraźniej dzieje się tu więcej niż myślałam-wykrztusiła moja szkolna koleżanka.Mark się tylko uśmiechał.
Musisz mi odpowiedzieć na pytania-powiedziała Soph-otrząsnąwszy się z lekkiego szoku-I to szczerze!-a to się zobaczy
-Dobrze co chcecie wiedzieć?
-Kim są dla ciebie Cullenowie?
-Rodziną i przyjaciółmi
-To chyba głupie pytanie ale…kto  jest ci najbliższy?
-Wcale nie głupie-zaprzeczyłam-Edward i Alice
-Znacie się od twojego przyjazdu tutaj?-wiem,że wyglądało to jak przesłuchanie,ale mając ojca policjanta byłam przyzwyczajona.-Przepraszam,nie chcę żebyś się czuła jak na przesłuchaniu.
-Zapewniam cię ,że Isabella się źle nie czuje-odparł Jasper-może jest teraz trochę zirytowana.Taa….irytujesz mnie Jazz
-Skąd wiesz?-zainteresował się Mark
No, braciszku co na to powiesz?
Mam,wysoko rozwiniętą empatię-odparł Jazz,wzruszając ramionami
Doczekam się odpowiedzi?-Soph zaczęła się irytować
Niezupełnie od początku mojego pobytu.Edwarda poznałam tydzień po przyjeździe ,Carlise zresztą też.Jego pozostałe dzieci i Esme miesiąc później.
-Skąd taka różnica w czasie ?-zdziwił się Mark- Przecież widywaliście się w codziennie w szkole.
Taa… tylko nie odzywaliśmy się do siebie
-Z Edwardem dopiero co się poznaliśmy a już następnego dnia pokłóciliśmy.Nie pamiętam już o co.-tu kłamałam-W każdym razie oboje obstawaliśmy przy swoim zdaniu i staraliśmy się siebie nie zauważać.Co jest dość trudne gdy się dzieli jedną ławkę na biologii.A,z pozostałą czwórką nie miałam lekcji-wzruszyłam ramionami,byłam z siebie dumna, ominęłam wszystkie kłopotliwe pytania.
-Pewnie ty pierwsza przerwałaś milczenie.-stwierdził Mark
-mylisz się Mark.Ja pierwszy miałem dość milczenia.Nie miałem już siły trzymać się z daleka od Belli.-odezwał się po raz pierwszy Ed,jego głos zrobił niemałe wrażenie na moich gościach
-Ja z kolei byłam zbyt dumna i uparta…choć cała ta sytuacja bardzo mnie męczyła a co noc wracały sny.Na to,że odezwał się do mnie po raz pierwszy od miesiąca zareagowałam zbyt …ostro.Eh,a potem ta blokada na parkingu.Następnego dnia byłam spokojniejsza ale niewiele .Jakoś udało mi się z nim -skinęłam głową na Edwarda-w miarę normalnie porozmawiać.Zostaliśmy przyjaciółmi na okres 5 dni.Przyszła sobota i niedziela.Trzeba było sporo przemyśleć-na przykład to,że ukochany jest wampirem-i pogodzić się z samą sobą.Nastał poniedziałek i znowu szkoła.Świeciło słońce ,zresztą tak jak w poprzednie dni,więc miałam dobry humor.-Sophie pokiwała ze zrozumieniem-Przyjechałam wcześniej niż zwykle,miałam jeszcze sporo czasu do dzwonka dlatego usiadłam na ławce.Nie dane było mi długo pobyć samej.Mike podszedł do mnie,trochę rozmawialiśmy.Nagle wyskoczył z zaproszeniem na randkę-wzdrygnęłam się na to wspomnienie,Ed objął mnie w talii
-Zgodziłaś się ,powiedz,że mu nie odmówiłaś!-zaapelowała Sophi
-Nie.Mike nie interesował mnie.Był po prostu moim przyjacielem-zaprzeczyłam,na co zostałam obdarowana spojrzeniem typu:ty na pewno jesteś normalna-Moje serce i dusza należały już do innego mężczyzny.I tak pozostało.


3.Nowe życie i dawne więzi




Po kilku minutach biegu znaleźliśmy się przed domem. Nie minęło nawet 10 sekund,a wybiegła nam na przeciw podekscytowana Alice. Zbyt podekscytowana jak na mój nos miała wizje, która się jej bardzo,ale to bardzo spodobała.
-Hej,Alice! Co takiego fascynującego zobaczyłaś?-spytałam wchodząc do domu
-Bell,będziesz miała gości-oświadczyła szeroko się uśmiechając-Gości z Phoenix
-Coś bredzisz…Niby, komu się zachciało przyjechać, do Forks?-Wątpiłam by koledzy chcieli zamienić wiecznie słoneczne miasto na najbardziej deszczowe miasteczko w Stanach. Byli dużo bardziej przywiązani do Phoenix niż ja dawniej. Od dziecka przecież przyjeżdżałam tu na wakacje-Żadna ze znanych mi osób dobrowolnie by tu nie przyjechała.
Miała gotową ripostę
-A,ty to, co? Nie mieszkanka słonecznej Arizony?-lekko zadrwiła-No dobra. Wiem inna liga. Przyjadą niejacy Sophie i Mark. Postanowili cię wesprzeć.
Jęknęłam. Sophie i Mark byli jedynymi,którzy wiedzieli, że wyjechałam d o Forks niechętnie. Pozostali nie mieli pojęcia,że nie znosiłam tego miasteczka albo myśleli, że jestem teraz z matką na Florydzie.
-Ale, dlaczego teraz? Przecież, nie kontaktowałam się z nimi od wyjazdu. Co im przyszło do głowy?- wyrzucałam z siebie pytania.
Opadłam na kanapę, a Edward otoczył mnie opiekuńczo ramieniem. Rozumieliśmy się czasem bez słów.
-Nie wiem. Będą w domu Charliego za 3 godziny. Byli w Seattle, rozmawiali. Mówili,że skoro są już w okolicy to trzeba zajrzeć do ciebie i sprawdzić jak się trzymasz.-zachichotałaby zaraz spoważnieć-Chciałabym ich poznać, ale to ty musisz zdecydować czy…
-Nie będę przed nimi uciekać-przerwałam jej stanowczo-Nie mam najmniejszego zamiaru wypierać się tego,że jesteście moją rodziną. Oczywiście, że was poznają.
-Jesteś pewna?To chyba niezbyt rozsądne by ktoś jeszcze się do nas zbliżył-zapytał Jasper wchodząc do salonu. Za nim szła Rose i wyraźnie ucieszony Emmet. Esme przygotowywała wnuczce obiad w kuchni.
Jazz jeśli miałabym wybrać osoby z mojej dawnej szkoły, które nie sprawiłyby nam kłopotów…to byliby właśnie Mark i Sophie-odparłam-ale rozumiem co masz na myśli. Bardzo wątpię,żeby chcieli utrzymywać później z nami kontakt. Co najwyżej telefoniczny lub mailowy.
Szwagier uśmiechnął się i skinął głową na znak,że moja odpowiedź go  satysfakcjonuję .
-To może nam o nich opowiesz zaproponował Edward-Coś, powinniśmy chyba wiedzieć, prawda?
Wszyscy spojrzeli na mnie wyczekująco
Pokiwałam twierdząco głową.
-Sophie jest niebieskooką blondynką. Wiecie, że zawsze uważałam siebie za realistkę? Soph też nią jest, lecz w odróżnieniu ode mnie,wszystko, w co uwierzy musi mieć logiczne wytłumaczenie- uśmiechnęłam się zwracając do Edwarda-Ona by ci uwierzyła,że się uderzyła w głowę. Bo przecież to niemożliwe żeby w tak krótkim czasie przebiec taką odległość…-wszyscy wybuchneli śmiechem-Tyle,że ja wierzę, w co widzę. Dlatego miałeś problem z przekonaniem mnie. Wątpiłam w swój rozum, ale wiedziałam,że mam rację-skwitował te słowa uśmiechem
-A Mark jest do niej podobny?-zaciekawiła się Alice
Nim zdążyłam odpowiedzieć…
-Ej coś cię bardzo skarbie interesuje ten chłopak. Jestem zazdrosny!-zwrócił się do żony Jasper
Chrząknęłam,żeby zwrócić ich uwagę
-Mark ma również niebieskie oczy, ale na tym podobieństwa się kończą Jest brunetem. Zazwyczaj bywa pogodny i wesoły. Gadatliwy ,ale dotrzymuje słowa. Nigdy nie zdradził innym czegoś,  co miał zachować dla siebie.
-Czy powinienem być zazdrosny o niego?-spytał Edward, udając zaniepokojenie.
-Nie bądź niemądry. Siadaliśmy we trójkę w stołówce. Trudno mi powiedzieć, że się przyjaźniliśmy. Byliśmy po prostu trójką znajomych. Bardziej brakowało mi po przyjeździe tutaj miasta,niż ich-zamyśliłam się-Choć miałam ich numery… nie zadzwoniłam. Chyba uznałam, że nasze relacje nie są dość… zażyłe
-Najdroższa,przepraszam!-mówił Edward-Nie powinienem był..
Dotknęłam czule jego policzka. Spojrzał mi w oczy.
-Jest jak miało być. Nie masz mnie, za co przepraszać-teraz żałowałam,że zebrało mi się na refleksje-To są moje wspomnienia przeszłość. Ty jesteś moją teraźniejszością i przyszłością. Po prostu zastanawiała się, dlaczego się z nikim poza mamą nie kontaktowałam. Nie zadręczaj się.Tylko  Ciebie i naszej córeczki,nikt mi nigdy nie może zastąpić!
-ukochana-szepnął tylko, po czym złożył pełen miłości pocałunek na moich ustach.
-Oczywiście,nie możecie poczekać do nocy-zawołał niby to oburzony Emmet. Za co dostał od Rosalie po głowie
-To,bolało-poskarżył się misiek
-Ciesz się lepiej, że to nie ja!-widząc jego kpiące spojrzenie,dodałam złośliwie-I tak będę miała zawsze nad tobą przewagę braciszku. Jeszce nie wiesz, czym nad tobą góruje? Inteligencją. Gdyby nie to, że za godzinę muszę być przed domem ojca,żeby zgarnąć Sophie i Marka,a jeszcze wypadałoby wpaść do marketu po jakieś soki…Zobaczyłbyś, co znaczy odgrywać się używając tylko samej inteligencji!
Uśmiechnęłam się szeroko widząc przerażenie malujące się na twarzy, dotąd złośliwie uśmiechającego się Emmeta
Reszta rodziny wybuchnęła śmiechem
-Kochanie weź Volvo i szybko do mnie wracaj-powiedział wciąż rozbawiony zachowaniem brata,Edward-Proszę oto są kluczyki
Wzięłam kluczyki i przypadkiem moje spojrzenie padło na drzemiącą już Renesmee. Zdecydowałam, że na czas pobytu u nas moich kolegów,będzie mieszkać z dziadkiem. Myślę,że to będzie najwyżej kilka dni. Tak mieli jej nie zobaczyć. Jednak zdecydowałam się,im powiedzieć,że mam prawie roczne dziecko i jestem mężatką. Byłam dumna z Edwarda i Ness. Mogłam pokazać znajomym zdjęcia, na których Renesmee wyglądała na niemowlę. Alice oczywiście wszystko zobaczyła i pokiwała głową na znak,że zajmie się wyborem zdjęć. Westchnąwszy wyszłam na dwór,aby po chwili zmierzać na spotkanie swojej przeszłości. Czy w oczach Sophie miałam być nadal Bellą czy nieznaną jej kobietą? Może,mieli się mnie przestraszyć? Tego nie wiedziałam. Pozostawało czekać aż życie przyniesie mi odpowiedzi
***
Bell zaimponowała mi dzisiaj. Chce zmierzyć się ze swoją przeszłością. I nie ma zamiaru ukrywać przed Sophie i Markiem,że została matką w wieku 18 lat. Zamierza grać z nimi w otwarte karty
-Wezmę twojego Jeepa Emmet- powiedział Edward biorąc śpiącą mała z kolan Esme  
-Czekaj jadę z wami!-zobaczyłam,że chce się sprzeciwić-Charlie ,zawsze mnie lubił. Powiem, że wszystkich zabieram na kilku dniowe zakupy…Tak zgodzi się na to. A my naprawdę pojedziemy na takie zakupy po wyjeździe nieproszonych gości
-Boże ,za co?-powiedział Edward-Coś mi się zdaje,że Bella cię udusi
Pożyjemy zobaczymy.
I pojechaliśmy podrzucić Ness dziadkowi

Mrs. Punk